Polskie losy. Józek Blass

Liczyliśmy na cud. My, jego przyjaciele. Był tym, który zdawał się omijać wszelkie przeszkody.

Aktualizacja: 22.10.2020 21:35 Publikacja: 22.10.2020 21:00

JAN LITYŃSKI.

JAN LITYŃSKI.

Foto: FOT. ROBERT GARDZIŃSKI/FOTORZEPA

Na Józka Blassa zawsze można było liczyć. Dzięki jego uporowi i umiejętnościom Ewy, jego żony, lekarki, udało się pokonać choroby ich syna i wnuka. On sam przegrał.

Poznałem go chyba jeszcze w dzieciństwie. Moja mama znała ze Lwowa jego rodziców. Jednak zaprzyjaźniliśmy się w siódmej klasie, kiedy przyszedłem do jego szkoły, wyrzucony z poprzedniej. Była to niezwykła klasa. Jej późniejszy nauczyciel polskiego Zygmunt Saloni powiedział po latach, że nigdy w swej karierze nie widział takiego fermentu intelektualnego jak tam. Marek Borowski, Michał Kleiber, Zbigniew Rek, Jacek Koronacki, Leonid Heller.

Józek nie miał ambicji lidera, był jednak niekwestionowanym autorytetem, twórcą intelektualnego fermentu. To on dostarczał mnie i kilku przyjaciołom rządowy Biuletyn Informacyjny, który otwierał nam oczy na świat. Jego ojciec był wiceprezesem NBP i z tej racji otrzymywał ów Biuletyn – rządowy przegląd wydarzeń międzynarodowych niepublikowanych w prasie ogólnodostępnej. I dzięki temu nasze spojrzenie na świat i system komunistyczny znacznie odbiegało od narzucanego oficjalną propagandą. Toczyliśmy dyskusje, szczególnie z Markiem Borowskim, który twardo wierzył w system.

Gdy z inicjatywy Adama Michnika powstał Klub Poszukiwaczy Sprzeczności, Józek okazał się niezastąpionym organizatorem jego prac. Potem razem studiowaliśmy. Przyszedł marzec ’68. Ja wylądowałem w więzieniu, Józek zdecydował się na emigrację. Nie było to spowodowane wyłącznie antysemicką nagonką, w wyniku której jego rodzice utracili pracę. Już wcześniej Józek dusił się w PRL-owskiej atmosferze, gdzie przydział paszportu zależał od widzimisię ubeckiego urzędnika. Miał poczucie, że w tej atmosferze nie będzie się mógł zrealizować. Wybrał Stany.

Dość szybko zrobił matematyczny doktorat, by zostać profesorem na jednym z uniwersytetów. Ale nie to stało się jego pasją. Już w połowie lat 70. wypracował metodę skutecznego systemu emerytalnego, pracowniczych planów emerytalnych, i stał się jednym z najlepszych, jeżeli nie najlepszym specjalistą w USA.

Jednocześnie pomagał ludziom. Kiedy moja córka potrzebowała skomplikowanej terapii, bez wahania sfinansował leczenie. Nie byłem jedynym, który wiele mu zawdzięczał.

W stanie wojennym dość szybko zaangażował się w poparcie dla Solidarności. Z Ewą współzakładał chicagowski komitet Support for Solidarity, jeden z najskuteczniejszych w organizowaniu środków dla polskiego podziemia. Jak zawsze wolał działać na drugim planie, nie wyróżniając się: uważał, że skuteczność jest ważniejsza od zaszczytów.

Dla wolnej już Polski Józek namawiał amerykańskich przedsiębiorców do inwestycji. Sam też tworzył firmy i instytuty. Po 2000 r. w jakiejś bulwarowej prasie ukazywały się artykuły przedstawiające jego działania w krzywym zwierciadle. Bez istotnych argumentów. Insynuacje są niekiedy skuteczniejsze od faktów.

Józek doradzał też kilku rządom. Niestety, jego flagowy pomysł planów emerytalnych został odrzucony.

Zorganizował też serię konferencji w Ann Arbor w 25. rocznicę Okrągłego Stołu. Wzięli w niej udział dwaj prezydenci: ówczesny –Aleksander Kwaśniewski – i przyszły – Lech Kaczyński.

Fundował rozmaite stypendia. Miał cichą ambicję wpływania na polską politykę. Ale nie przez podpowiadanie, co należy robić, lecz przez pomoc zdolnym młodym politykom z rozmaitych opcji, tak, by ich spojrzenie nie było jedynie wąskim myśleniem o karierze.

Z biegiem lat część działań przekazał następcom. Sam zajął się grą w brydża, który obok jazdy na nartach i chodzenia po coraz to nowych górach zawsze był jego pasją. I, jak to on, zrobił to na najwyższym poziomie. Stworzona przez niego drużyna, której był grającym kapitanem, zdobyła tytuł najlepszej na świecie.

Zostaje smutek. Odszedł człowiek dobry. Świat bez niego będzie nieco inny i jakby gorszy.

Jan Lityński – działacz opozycji w PRL, po 1989 r. poseł, doradca prezydenta Bronisława Komorowskiego

Na Józka Blassa zawsze można było liczyć. Dzięki jego uporowi i umiejętnościom Ewy, jego żony, lekarki, udało się pokonać choroby ich syna i wnuka. On sam przegrał.

Poznałem go chyba jeszcze w dzieciństwie. Moja mama znała ze Lwowa jego rodziców. Jednak zaprzyjaźniliśmy się w siódmej klasie, kiedy przyszedłem do jego szkoły, wyrzucony z poprzedniej. Była to niezwykła klasa. Jej późniejszy nauczyciel polskiego Zygmunt Saloni powiedział po latach, że nigdy w swej karierze nie widział takiego fermentu intelektualnego jak tam. Marek Borowski, Michał Kleiber, Zbigniew Rek, Jacek Koronacki, Leonid Heller.

Pozostało 83% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Wydarzenia
Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę
Wydarzenia
Polscy eksporterzy podbijają kolejne rynki. Przedsiębiorco, skorzystaj ze wsparcia w ekspansji zagranicznej!
Materiał Promocyjny
Jakie możliwości rozwoju ma Twój biznes za granicą? Poznaj krajowe programy, które wspierają rodzime marki
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Wydarzenia
Żurek, bigos, gęś czy kaczka – w lokalach w całym kraju rusza Tydzień Kuchni Polskiej