Droga do ogólnej oceny prawnej wyborów jest w zasadzie otwarta. Do rozpoznania zostało Izbie Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN już tylko ok. 900 protestów, co pewnie uczyni jeszcze dzisiaj.
Zarzuty wskazane w tych pisanych na jednolitych formularzach protestach były jednakowe i dotyczyły odmiennego traktowania kandydatów przez media publiczne w tym TVP, które faworyzowało urzędującego prezydenta.
Protesty te, jako niespełniające warunków formalnych, Sąd Najwyższy pozostawił bez dalszego biegu.
Jak wskazał skład orzekający, wnoszący protesty nie wskazali, jaki związek miałby istnieć między niewłaściwą realizacją misji przez telewizję publiczną a naruszeniem wspomnianych przepisów. Ogólne zarzuty o hipotetycznym zachowaniu się milionów wyborców i o dokonanych przez nich wyborach nie mogą być same z siebie, w ramach demokratycznego państwa prawnego, traktowane jako zarzut naruszenia norm Kodeksu wyborczego lub popełniania przestępstwa mającego wpływ na wynik wyborów.
A wykazanie takiego wpływu jest warunkiem skuteczności protestu.