„Z Jarosławem Kaczyńskim nie było już (po 2005 r. – red.) sposobności do rozmów, choć poprosiłem go o spotkanie. Wysłałem (rok temu – red.) specjalnego przedstawiciela, który rozmawiał z nim i jego najbliższymi współpracownikami przez cztery godziny. Nigdy nie przesłał odpowiedzi na moją prośbę o spotkanie" – powiedział Luksemburczyk.
Spróbowaliśmy odtworzyć wydarzenia z tamtego okresu. Rozmowy z czterema zachodnimi i polskimi źródłami wskazują, że już 10 stycznia 2018 r., ledwie miesiąc po zaprzysiężeniu na szefa rządu, Mateusz Morawiecki ustalił na spotkaniu w wąskim gronie z Jeanem-Claude'em Junckerem w unijnej centrali zarys porozumienia, które miało docelowo doprowadzić do wstrzymania procedury z art. 7 o praworządność. Uzgodniono wówczas, że polskie władze wycofają się z niektórych wprowadzonych zmian, w tym dotyczących Sądu Najwyższego (chodziło o Izbę Dyscyplinarną, wiek emerytalny oraz Izbę Spraw Publicznych i skargę nadzwyczajną). Jednak Bruksela miała się zgodzić, aby odwrócenie części reform, w tym odnośnie do Trybunału Konstytucyjnego, zostało na jakiś czas odłożone. Tak zostałby uruchomiony proces polityczny, w ramach którego od początku, w zamian za cząstkowe zmiany, Komisja Europejska zrezygnowałaby ze zbyt ostrej krytyki Polski, a także wniosków o wszczynanie kolejnych procedur i przesłuchań naszego kraju. Zakładano, że w kolejnych miesiącach reszta koniecznych zmian zostanie wprowadzona w życie. Obie strony mogłoby więc uratować twarz: Bruksela wizerunek instytucji zdolnej wdrażać zasady państwa prawa, polski rząd – ekipy, która jest w stanie przeprowadzić zmiany w sądownictwie.
Stopniowo między Morawieckim a Junckerem rodziło się coraz większe zaufanie.
– On stał się moim dobrym przyjacielem – mówi „Rz" Jean-Claude Juncker.