Po tym, jak PiS wycofał w środę z prac Sejmu ustawę znoszącą limit składek do ZUS, w budżecie na 2020 r. brakuje ponad 5 mld zł. Teraz Ministerstwo Finansów musi się zastanowić, co zrobić z tym fantem. Czy poszukać na szybko innych dochodów, czy może ściąć wydatki, a może przekonstruować cały budżet tak, by nie musieć podejmować tak trudnych decyzji?
W środę resort nie odpowiedział na nasze pytanie, czy i kiedy przedstawi nowelizację budżetu na 2020 r., uwzględniającą nowe okoliczności. Za to rzecznik rządu Piotr Müller zaznaczał, że temat zniesienia tzw. 30-krotności wcale nie znika z horyzontu zainteresowań PiS. W stosownym momencie – wynika ze słów rzecznika – warto do niego wrócić.
Czytaj także: Lawinowy wzrost liczby ubogich emerytów
Być może jest to zapowiedź, że sejmowa większość nie odrzuci już w pierwszym czytaniu projektu zmian w systemie emerytalnym złożonego we wtorek przez Lewicę. Jego główne założenia to: podwyżka emerytury minimalnej do 1600 zł na miesiąc (obecnie to 1100 zł), czyli 70 proc. minimalnego wynagrodzenia, zniesienie limitu składek do ZUS oraz wprowadzenie tzw. maksymalnej emerytury w wysokości 6-krotności minimalnej płacy (w 2020 r. byłoby to 15,6 tys. zł).
Jak czytamy w uzasadnieniu, z podwyżki minimalnego świadczenia skorzystałoby prawie 1,36 mln osób (które dziś otrzymują emeryturę niższą niż 1,6 tys. zł brutto). Kosztowałoby to 3,28 mld zł w ciągu roku. Ale jednocześnie zniesienie limitu przyniosłoby do systemu dodatkowe 5,2 mld zł dochodów. „W związku z tym bilans zmian jest dodatni i zwiększa zasoby FUS o ok. 2 mld złotych rocznie" – szacuje Lewica w uzasadnieniu.