Choć nic groźnego się nie stało, warszawska policja podkreśla, że sygnały od mieszkańców są bardzo istotne.

Jak informuje TVN, około godziny 13 na Placu Bankowym w Warszawie miała miejsce akcja policji, straży pożarnej i pogotowia. Jak mówi Edyta Adamus z biura prasowego stołecznej policji, w toalecie ratusza jeden z pracowników znalazł butelkę z cieczą nieznanego pochodzenia. Choć do akcji wkroczyły służby, okazało się, że nie była to groźna sytuacja.

Po godzinie 14, na lotnisku im. Fryderyka Chopina zauważono zadymienie w jednym z magazynów znajdujących się w piwnicach terminala. O zaistniałej sytuacji przedstawiciele portu poinformowali za pośrednictwem Twittera. Chwilę po pierwszej informacji, na koncie portów lotniczych można było zobaczyć wpis mówiący o tym, że pożar został ugaszony dzięki automatycznym zraszaczom. "Nie było potrzeby interwencji strażaków, ani żadnego zagrożenia dla ludzi" - podało lotnisko.

Kolejny sygnał, który spowodował interwencję policji pojawił się o godzinie 17. Na stacji metro Wilanowska, z powodu zostawionej przez kogoś reklamówki, zamknięta została antresola w metrze.

Choć sytuacje nie były groźne, po wczorajszych zamachach w Brukseli, Warszawiacy byli wyjątkowo czujni. Jak mówi rzecznik stołecznej policji Mariusz Mrozek, tego rodzaju zachowania są bardzo istotne. - Jeżeli mamy do czynienia z taką sytuacją, jaka miała miejsce w Brukseli, to bardzo ważne jest, że uświadamiamy sobie, że każdy z nas jest pewnym elementem systemu bezpieczeństwa - podkreślał. - Zawsze lepiej, żeby policja sprawdziła, niż żeby miało dojść do zagrożenia – dodał.