To nie jest pokaz skrojony wedle upodobań aktualnych kulturalnych decydentów. Joanna Kordjak, kuratorka wystawy w Zachęcie, już w tytule formułuje pytanie/wątpliwość: „Polska – kraj folkloru?” I jest to kwestia o historycznym wymiarze, bo choć zebrane eksponaty, filmy, muzyka, kroniki filmowe i inne dokumenty pochodzą z epoki PRL, należy przywołać zjawiska bardziej oddalone w czasie, odnoszące się do naszych narodowych losów.
W Polsce folklor miał wyjątkowe znaczenie: w czasie zaborów przypominał o naszych korzeniach, utrwalał pamięć, pobudzał patriotyzm. Młodopolska chłopomania, pomijając naiwność i manieryczność fenomenu, miała za zadanie krzepić nie tyle serca, co… ciała. A fala ludowych fascynacji i inspiracji, która nadpłynęła w dwudziestoleciu międzywojennym, była wyrazem dumy narodowej, manifestacją sił witalnych II RP, przywołaniem prasłowiańskich tradycji. A wielkie międzynarodowe sukcesy Zofii Stryjeńskiej, Władysława Skoczylasa czy Karola Szymanowskiego w dużej mierze był oparte na kreatywnym podejściu do ludowości.
Po 1945 roku władze ZSRR napierały na popularyzowanie sztuki nieprofesjonalnej, wydawało się – masowej i przystającej do koncepcji sojuszu robotniczo-chłopskiego. Tymczasem w Polsce rzecz wyglądała nieco inaczej, choć bywało zabawnie, na przykład, gdy w filmie „Zielony szlak” Władysława Ślesickiego chłopstwo spontanicznie rusza w tan na polach, a do tych ról zaangażowano zawodowych tancerzy.
Do uwarunkowań historycznych wypada dodać związki artystyczne. Spółdzielnia ŁAD, czyli zespół prekursorów naszej myśli designerskiej, powstała w 1926 roku i nadal działała z powodzeniem w latach powojennych. Projektanci tego ugrupowania transponowali ludowe tradycje meblarskie, tkackie czy ceramiczne na mowę nowoczesności. W modernistyczno-narodowym duchu powstawały piękne i pomysłowe krzeseła, stoliki, fotele. Z litego drewna, perfekcyjnie wykonane. W Zachęcie można zobaczyć krzesełka dla dzieci, udające konia na biegunach (bez biegunów), sarenkę czy inne zwierzęta. Zabawne, inteligentne, wygodne.
Są też gobeliny nestorki naszej tkaniny artystycznej, Eleonory Plucińskiej. Nie mogło zabraknąć wytworów ze spółdzielni Kamionka, specjalizującej się w ceramice, ani, rzecz jasna, słynnego do dziś Włocławka. Nam znudziły się już kwietne lub bardziej abstrakcyjne desenie na grubych porcelitowych naczyniach – ale dla cudzoziemców to wciąż atrakcja i polski towar eksportowy! Wiem, bo słyszałam zachwyty młodych Anglików, którym zdarzyło się zajrzeć do Cepelii i rzucili się do kupowania włocławskich mis.