W żadnym przypadku nie można jeszcze mówić o ostatecznych rozstrzygnięciach – na giełdzie kandydatów do objęcia kierownictwa amerykańskiej dyplomacji wciąż figuruje wiele nazwisk, w tym byłego ambasadora USA przy ONZ, radykalnego Johna Boltona. Ale sam Giuliani przyznał, że nie stara się już o stanowisko prokuratora generalnego i „całkiem możliwe", że zostanie następcą Johna Kerry'ego.
Kilka miesięcy temu w obszernym wywiadzie dla „Rz" Giuliani zapowiedział podjęcie bardzo twardej polityki wobec Kremla.
– Rosja jest w ruinie, to kraj jednego surowca. Była wielka, potężna pięć lat temu. Putin mógł wtedy wszystkich rozstawiać po kątach, bo ceny ropy były wysokie. Ale dziś, choć Rosjanie za nim przepadają, powinien być uważany za wielkiego przegranego – mówił Giuliani, zupełnie rozmijając się z dzisiejszą oceną rosyjskiego przywódcy przez Trumpa.
Giuliani zapowiedział także wówczas, że jeśli Trump wygra wybory, powinien „zwiększyć zaangażowanie USA w Europie o 30 tys. żołnierzy i rozlokować ich tak blisko rosyjskiej granicy, jak to tylko możliwe – w Polsce, na Łotwie, na Litwie".
Na pytanie, czy miałyby to być stałe bazy, republikański polityk odpowiedział: