Władimir Putin czekał na to pięć lat. Tyle minęło od jego ostatniego dwustronnego spotkania w głównym kraju UE – Niemczech. Zaproszenie do Meseberga pod Berlinem to dla Moskwy ostateczne przełamanie izolacji po aneksji Krymu i zajęciu Donbasu.
Czytaj także: Między Trumpem a Merkel
Angela Merkel zdecydowała się na taki krok nie dlatego, że Putin zaniechał agresywnej polityki na Ukrainie czy ingerencji w politykę krajów UE, w tym RFN. – Katalizatorem zbliżenia Moskwy z Berlinem stają się działania Donalda Trumpa – mówi „Rz" Mark Galeotti, wybitny znawca Rosji.
Miesiąc temu na szczycie NATO w Brukseli Trump ostro zaatakował Merkel, zarzucając jej, że z powodu rosnącego importu gazu i projektu gazociągu Nord Stream 2 dopuściła do zależności Niemiec od Rosji. Dziś RFN kupuje 40 proc. spalanego paliwa od Gazpromu, najwięcej w całej UE. Nowy gazociąg bałtycki ten import zwiększy. Co gorsza, pozwoli Rosjanom na radykalne ograniczenie tranzytu gazu przez Ukrainę, co osłabi pozycję Kijowa w starciu z Moskwą.
Mimo apeli Ameryki, głównego sojusznika Niemiec w NATO, w Mesebergu Merkel uzgodniła z Putinem, że Nord Stream 2 zostanie uruchomiony zgodnie z planem pod koniec 2019 r. Wtedy wygasa kontrakt, jaki Gazprom zawarł z ukraińskim Naftohazem na tranzyt gazu przez Ukrainę. Kreml wielokrotnie wykorzystywał dostawy gazu, by podporządkować sobie republiki byłego ZSRR.