To jest niewątpliwie niedźwiedzia przysługa. I Władimir Putin doskonale o tym wie. Rosyjski prezydent ogłosił w środę w Soczi, że jest gotowy przekazać Kongresowi transkrypt rozmowy sprzed tygodnia Donalda Trumpa z Siergiejem Ławrowem, o ile zgodzi się na to amerykański prezydent. A nawet zasugerował, że mógłby osobiście stawić się w parlamencie w Waszyngtonie, aby rozwikłać spór, który paraliżuje administrację Trumpa. W ten sposób, o ironio, to Kreml miałby rozstrzygnąć, czy amerykański przywódca zdradził dane wywiadu szefowi rosyjskiej dyplomacji, a nawet czy uczciwie doszedł do władzy.
Putin może pozwolić sobie na taką prowokację, bo po najnowszej rewelacji „New York Timesa" prezydent USA znajduje się w całkowitej defensywie. W środę wyszło na jaw, że 14 lutego po spotkaniu w Gabinecie Owalnym Trump poprosił wiceprezydenta Michaela Pence'a i prokuratora generalnego Jeffa Sessionsa o wyjście z sali i przekonywał na osobności Jamesa Comeya do zaniechania śledztwa w sprawie powiązań z Rosjanami byłego już doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego Michaela Flynna.
– Mam nadzieję, że da pan spokój Flynnowi, to porządny człowiek – miał powiedzieć prezydent szefowi FBI.
Ten był tak zaszokowany słowami swojego zwierzchnika, że natychmiast sporządził kilka notatek o przebiegu spotkania i przekazał je swoim współpracownikom.
– To jest afera, która w coraz większym stopniu przypomina Watergate – przyznał w środę wpływowy republikański senator z Arizony John McCain. Richard Nixon próbował w 1974 r. przerwać śledztwo FBI w sprawie przebiegu kampanii wyborczej, co ostatecznie doprowadziło do jego impeachmentu. Tym razem amerykańskie służby także próbują zbadać, czy w trakcie ubiegłorocznej kampanii wyborczej sztab Trumpa nie koordynował z Kremlem przejęcia i publikacji kompromitujących materiałów o Hillary Clinton.