Polski bilans wyjazdu na niemiecko-czeskie pogranicze wypada na plus. Drużyna zwyciężyła w sobotę, dzień później w konkursie indywidualnym pięciu Polaków zdobyło punkty PŚ. Wygląda na to, że przynajmniej żelazna trójka: Piotr Żyła (dziewiąty w niedzielę), Kamil Stoch (dziesiąty) i Dawid Kubacki (14.) powoli zbliża się do mistrzowskiej formy.
Wydarzeniem niedzielnego konkursu, może nawet całego weekendu, stało się odrodzenie Ryoyu Kobayashiego. Japończyk przymierzał się do wygranej już tydzień temu w Niżnym Tagile, wtedy jeszcze nie wyszło, nawet jeśli pomagały mu maszynki do przeliczania wiatru.
Na Vogtland Arena był już tym nieznającym granic skoczni japońskim lotnikiem, przez trzy dni regularnie zbliżał się do odległości 140 m, wygrywał tak jak ubiegłej zimy – z lekkością i uśmiechem. W nagrodę za pierwsze zwycięstwo tej zimy (i 14. w karierze) został liderem Pucharu Świata.
Stało się tak także dlatego, że ekipa norweska zmierzyła się z nagłym pechem: w piątek Daniel Andre Tande uszkodził kostkę i z tego powodu skakał znacznie słabiej, nie miał szans utrzymać prowadzenia w PŚ. W niedzielę upadł i potłukł się Thomas Aasen Markeng, lecz Norwegowie mają rezerwy: Marius Lindvik udanie zastąpił kolegów, był trzeci, jeszcze za Stefanem Kraftem, ale przed Philippem Aschenwaldem (Austriacy trzymają się mocno) i Karlem Geigerem – jedynym z Niemców, który nie zawodzi trenera Stefana Horngachera.
Wygrany przez Polaków konkurs drużynowy (siódmy w kronikach pucharowych) był dobrym wstępem do niedzielnych atrakcji na Vogtland Arena. Trener Michał Doležal tak jak w Wiśle postawił na Żyłę, Wolnego, Stocha i Kubackiego i, po zwycięstwie, zamknął temat ewentualnych roszad.