Seria próbna nie zapowiadała takich radości, zresztą była tylko jedna, w dodatku znacznie opóźniona z powodu marnej pogody. Trening to jedno, rywalizacja drugie – jak Polacy zaczęli od rewelacyjnego skoku Żyły (146 m), tak skończyli – po każdej z ośmiu serii zawsze na pierwszym miejscu.
Skład był taki sam jak w Lahti, tylko kolejność odrobinę inna, rozpoczynał Żyła, drugi był Wolny, potem po staremu Kubacki i Stoch. Wyróżnić trzeba wszystkich, ale trenera Stefana Horngachera chyba najbardziej ucieszyły znakomite skoki Wolnego, pierwszy 140,5 m, drugi 141,5 m, po których wiadomo było, że powtórki z wpadki w Lahti nie będzie. Najmłodszy z drużyny spisał się doskonale, jego miejsce w czwórce do startu na mistrzostwach świata w Seefeld jest pewne.
Po pierwszej serii konkursu drużynowego nieoficjalna klasyfikacja indywidualna wyglądała tak: 1. Żyła, 2. Wolny, 3. Stoch. Osiemnasta pozycja Dawida Kubackiego wynikała z nagłego kaprysu wiatru, całej grupie powiało potężnie w plecy, ale Polak i tak miał w tej dziesiątce najlepszą notę. Na tablicy oficjalnej widać było przewagę: Stoch i spółka wyprzedzali Japończyków o prawie 45 punktów, Niemców o 64, dalej byli kolejno: Słoweńcy, Austriacy (zwycięzcy z Lahti) i Norwegowie.
Druga połowa konkursu niczego nie zmieniła w kwestii zwycięstwa, Polacy z uśmiechem skakali po swoje, Niemcy wyprzedziwszy Japonię też dość zdecydowanie uciekli reszcie stawki, najbardziej im pomógł długi skok Richarda Freitaga (141,5 m), mniej zastępstwo, jakie wziął Markus Eisenbichler za Andreasa Wellingera.
Bitwa toczyła się o trzecie miejsce, chwilę byli na nim Norwegowie, nawet bez Daniela Andre Tande i Andreasa Stjernena. Młody Thomas Aasen Markeng (mistrz świata juniorów) to jest nowe norweskie nazwisko, które warto zapamiętać. Jednak starsi nie dali rady – niespodziewanie trzecie miejsce na podium zdobyli trochę zapomniani Słoweńcy, wrócił Timi Zajc, nieźle pokazał się Peter Prevc i od razu widać było postęp.