Na konferencji prasowej, która odbyła się w Genewie, dziennikarze wyrywali sobie z rąk publikację przekazaną przez przedstawicieli WADA. Liczący 323 strony raport, nad którym agencja pracowała przez 11 miesięcy, jest najbardziej szokującym dokumentem przedstawiającym nadużycia w świecie sportu od czasu sprawozdania ze śledztwa z 2012 roku Amerykańskiej Agencji ds. Walki z Dopingiem. Wtedy ujawniono oszustwa siedmiokrotnego zwycięzcy kolarskiego Tour de France Lance'a Armstronga. Amerykański protokół dotyczył jednak wąskiej grupy – sportowca i jego otoczenia. Obecne podsumowanie prac WADA ukazuje działanie systemu oszustwa, w który zaangażowane było państwo, służby specjalne, a dzięki łapówkom również władze Międzynarodowej Federacji Lekkiej Atletyki (IAAF). Przypomina to działanie NRD-owskiego mechanizmu dopingowego z lat 80. XX wieku.
Dlatego do śledztwa wynajęci zostali wysokiej klasy specjaliści. Szef WADA Richard Pound to Kanadyjczyk, były pływak, z wykształcenia prawnik. Niedawno magazyn „Time" zaliczył go do stu najbardziej wpływowych osób na świecie. To on nadzorował śledztwo powołanej przez WADA komisji. Pracowali w niej fachowcy z całego świata, specjalizujący się w sprawach dopingowych, ale także informatycy, finansiści, śledczy. Analitycy korzystali z kilku dokładnie sprawdzonych źródeł informacji. Nie ujawnili wielu świadków, którzy pomogli komisji anonimowo. Pound przyznał, że ich komputery wielokrotnie przeżywały ataki hakerów. Zostały jednak wcześnie odpowiednio zabezpieczone, a pracownicy porozumiewali się szyfrem. Kanadyjczyk działał więc jak agent FBI Travis Tygart, który rozpracowywał Armstronga, korzystał z jego doświadczeń.
Państwo nadzoruje doping
– Wygląda to gorzej, niż początkowo zakładaliśmy – powiedział Pound, anonsując w Genewie raport. Na konferencji mówił o silnie rozwiniętej kulturze dopingu w Rosji. Wprowadzili ją trenerzy, byli zawodnicy ściśle współpracujący z lekarzami i z pracownikami laboratorium antydopingowego w Moskwie. Dla szkoleniowców liczyła się zasada zwycięstwa za wszelką cenę. – Taki stan ducha wprowadzili wśród sportowców na każdym poziomie. Tłumaczyli im też własne oszustwo tym, że wszyscy inni także oszukują – mówił Pound.
Większość lekkoatletów uczestniczyła w rosyjskim „programie" dopingowym dobrowolnie. Inni, potencjalnie uczciwi, innego wyjścia nie mieli. Jeżeli nie chcieli brać niedozwolonych środków, nie dostawali powołań do reprezentacji, a najlepsi trenerzy nie mogli z nimi współpracować. Rosyjscy reprezentanci w „królowej sportu" i pretendujący do kadry systematycznie stosowali więc zakazane produkty. Nie wszyscy jednak postanowili podzielić się tą wiedzą z niezależną komisją WADA. Wśród nich jest Anastazja Bazdyriewa, często rywalizująca z Polką Joanną Jóźwik w biegu na 800 m.
W raporcie czytamy, że w atestowanej moskiewskiej pracowni antydopingowej zniszczono 1417 próbek mimo pisemnej prośby WADA, by większość z nich zachować. Wyglądało to jak sabotaż. Metoda prowadzonych w Rosji badań była daleka od przyjętych na świecie norm. Zdaniem komisji w pracę laboratorium „bezpośrednio ingerowali" przedstawiciele Ministerstwa Sportu.