Kryscina Cimanouska, zbuntowana biegaczka rozgniewała reżim

Cimanouska miała już w środę wieczorem dotrzeć do Polski. Władze w Mińsku nakręcają spiralę nienawiści wobec „wrogów narodu".

Aktualizacja: 04.08.2021 21:41 Publikacja: 04.08.2021 19:37

Historia Krysciny Cimanouskiej (zdjęcie z tokijskiego lotniska) przywróciła temat dyktatury na Biało

Historia Krysciny Cimanouskiej (zdjęcie z tokijskiego lotniska) przywróciła temat dyktatury na Białorusi na czołówki światowych mediów

Foto: AFP

Białoruska lekkoatletka Kryscina Cimanouska miała wylecieć z Tokio bezpośrednio do Warszawy, ale niespodziewanie w ostatniej chwili wsiadła do samolotu do Wiednia. Przedstawiciele polskiego MSZ, nie zdradzając szczegółów, zapewniali jedynie, że Białorusinka znajduje się „pod opieką polskiej służby dyplomatycznej".

Rosyjskie media sugerowały, że lot zmieniono, by uniknąć dziennikarzy, którzy mieli lecieć tym samym samolotem. Z naszych zaś informacji wynika, że trasę podróży skorygowano ze względów bezpieczeństwa i że z austriackiej stolicy Białorusinka miała się udać do Polski (przylotu spodziewano się już po zamknięciu tego numeru gazety).

Nad Wisłę zaprosił Cimanouską osobiście premier Mateusz Morawiecki, który zadzwonił do niej we wtorek i zapewnił, że będzie mogła „liczyć na wsparcie i solidarność". Niewykluczone, że w Polsce będzie kontynuowała sportową karierę.

Sportowiec jak żołnierz

Na czołówkach światowych mediów biegaczka znalazła się po tym, jak w weekend została wycofana z igrzysk olimpijskich decyzją białoruskich władz sportowych. Zmuszano ją do powrotu na Białoruś, ale ostatecznie zaapelowała do świata o pomoc. Wszystko przez jedno nagranie, które opublikowała w sobotę na Instagramie i w którym skrytykowała urzędników sportowych.

– Historia z Tokio jest odbiciem systemu, który panuje na Białorusi. To była standardowa reakcja reżimu na bunt człowieka. Sportowcy są tam traktowani jak aktorzy prywatnego teatru, jak żołnierze, a krytyka – jak zamach na władzę. A przecież sportsmenka nie krytykowała osobiście Łukaszenki, jedynie urzędników Białoruskiej Federacji Lekkoatletycznej – mówi „Rzeczpospolitej" Waler Karbalewicz, czołowy białoruski politolog, który z powodów bezpieczeństwa niedawno sam musiał uciekać do Kijowa.

Zawodniczka od kilku dni jest atakowana przez białoruskie media rządowe, które wyzywają ją od zdrajców. – Cimanouska otrzymała humanitarną wizę od Polski i ta wątpliwa nagroda będzie jej jedyną nagrodą na igrzyskach w Tokio – brzmi przekaz państwowej stacja Biełaruś 1. Czołowe medium Łukaszenki nazywa polskiego ambasadora w Tokio „hieną" i sugeruje, że zawodniczka od początku chciała wyemigrować z kraju i jedynie „wykorzystała sytuację".

Chwalą, bo się boją

Cimanouska nie jest pierwszą zawodniczką uciekającą przed reżimem. Wielu białoruskich sportowców wyjechało z kraju już po sierpniowych wyborach prezydenckich. Po incydencie w Tokio i zagadkowej śmierci szefa Białoruskiego Domu w Kijowie Witala Szyszoua (we wtorek został znaleziony powieszony w parku) do ojczyzny z Niemiec postanowili nie wracać atletka Jana Maksimawa i jej mąż Andrej Krauczanka (wicemistrz olimpijski z 2008 r. i mistrz Europy z 2014 r. w dziesięcioboju).

Z Białorusią pożegnali się też m.in. czołowa zawodniczka koszykówki Jelena Leuczanka i pływaczka Aliaksandra Hierasimienia, która obecnie stoi na czele Białoruskiej Fundacji Solidarności Sportowej (BFSS) i pomaga represjonowanym kolegom po fachu.

Ale nie brakuje też sportowców, którzy w mediach reżimowych krytykują zbuntowanych kolegów i chwalą władze. – Robią to ze strachu, sportowcy się boją. Gdyby w kraju była wolność słowa, nikt by tego nie robił. Historia z Tokio trafiła na czołówki światowych mediów, a na Białorusi takie historie to rutyna. Pomogliśmy już około 120 represjonowanym sportowcom – mówi „Rzeczpospolitej" Aleksander Opejkin, białoruski menedżer sportowy i dyrektor wykonawczy BFSS. Jest przekonany, że gdyby Cimanouska wróciła do ojczyzny, mogłaby natychmiast wylądować za kratami.

Obrońcy praw człowieka mówią już o ponad 600 więźniach politycznych na Białorusi. W środę w Mińsku ruszył proces znanej działaczki Maryi Kalesnikowej oraz prawnika Maksima Znaka. Oboje byli w sztabie wyborczym aresztowanego i niedopuszczonego do ubiegłorocznych wyborów rywala Łukaszenki Wiktara Babaryki, później wspierali Swiatłanę Cichanouską. Grozi im kilkanaście lat łagrów. Mimo to Kalesnikowa nie traciła humoru, uśmiechała się, nawet tańczyła na sali sądowej i składała ręce w kształt serca – to symbol jesiennych protestów pokojowych na Białorusi.

Drażnią reżim

Głównym zaś wrogiem reżimu Aleksandra Łukaszenki pozostaje Swiatłana Cichanouska. „Zgniła kobieta", „przeklęta wiedźma", „wróżka od kotletów", „debilka". Takimi epitetami obrzucały w ostatnich dniach rządowe media liderkę białoruskiej opozycji demokratycznej.

Cichanouska ostatnio gościła w Białym Domu i rozmawiała z prezydentem USA Joe Bidenem, a we wtorek spotkała się w Londynie z premierem Borisem Johnsonem. Kilka dni temu, tuż po jej wizycie w Waszyngtonie, Łukaszenko nazwał ją „podłą kobietą". W wileńskim biurze Cichanouskiej reagują spokojnie i twierdzą, że reżim próbuje zastraszyć swoich przeciwników nawet za granicą.

– Cichanouska mocno drażni Łukaszenkę, który jest bardzo narcystycznym człowiekiem. Uświadamia mu, że nie zdobędzie już uznania międzynarodowego. W Mińsku odbywa się tak zwana dekompozycja systemu politycznego, ludzie reżimu szukają wrogów, nie ufają sobie. Władze czują się niepewnie, więc nie zaprzestają represji – mówi „Rzeczpospolitej" Franak Wiaczorka, doradca Cichanouskiej ds. międzynarodowych. – Nasza aktywność rozbija konsolidację reżimu, a sankcje uderzają nie tylko w Łukaszenkę, ale i w szerokie grono ludzi z jego otoczenie. Dzięki naszym działaniom obrońcy praw człowieka i media nie pozostają bez wsparcia Zachodu, a większość redakcji, które rozgromił reżim, już wznowiła działalność w Wilnie, Warszawie i Kijowie – wskazuje.

Białoruska lekkoatletka Kryscina Cimanouska miała wylecieć z Tokio bezpośrednio do Warszawy, ale niespodziewanie w ostatniej chwili wsiadła do samolotu do Wiednia. Przedstawiciele polskiego MSZ, nie zdradzając szczegółów, zapewniali jedynie, że Białorusinka znajduje się „pod opieką polskiej służby dyplomatycznej".

Rosyjskie media sugerowały, że lot zmieniono, by uniknąć dziennikarzy, którzy mieli lecieć tym samym samolotem. Z naszych zaś informacji wynika, że trasę podróży skorygowano ze względów bezpieczeństwa i że z austriackiej stolicy Białorusinka miała się udać do Polski (przylotu spodziewano się już po zamknięciu tego numeru gazety).

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 765
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 764
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 763
Świat
Pobór do wojska wraca do Europy. Ochotników jest zbyt mało, by zatrzymać Rosję
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 762