Sprawa ma dla mnie wymiar osobisty. Z Iwanem chodziłem do jednej szkoły w miejscowości Miadziół na północnym zachodzie Białorusi (na Wileńszczyznie). Jako jeden z nielicznych uczniów mówił po białorusku. Tak został wychowany przez rodziców i nauczycieli. Już wtedy trzeba było mieć ogromną odwagę, by wyróżniać się z rosyjskojęzycznego tłumu, który cię nie zawsze rozumie, a czasami się śmieje. Swoją postawą zdobywał coraz większy szacunek i zrozumienie prowincjonalnej społeczności, powoli budzącej się z komunistycznej śpiączki.
Dobre wyniki w nauce i zdolności malarskie pomogły mu dostać się na Wydział Architektury Białoruskiego Uniwersytetu Technicznego w Mińsku. Niedługo miał bronić pracę magisterską, która, jak się chwalił, była już gotowa. Od dawna pasjonuje się historią, był uczestnikiem licznych badań archeologicznych.
Na początku zeszłego tygodnia został aresztowany przez funkcjonariuszy Komitetu Bezpieczeństwa Państwowego (KGB), gdy wracał z pracy w biurze architektonicznym. W tym samym czasie przeprowadzono rewizję w jego pokoju w akademiku.
– Przez trzy dni szukałem go na milicji, w szpitalach i wszędzie, gdzie się da. W piątek zadzwonił adwokat i zawiadomił, że mój brat znajduje się w areszcie KGB i jest oskarżany o przygotowywanie masowych zamieszek – mówi „Rzeczpospolitej" Aliaksiej Kowalczuk. – Iwan łączy pracę z nauką, nie miał czasu, by zajmować się czymś takim, o co go oskarżają. Wiemy, że podczas rewizji, którą przeprowadzano pod jego nieobecność, nic nie znaleziono – twierdzi.
Nie znaleziono też nic podczas rewizji w mieszkaniu znanego białoruskiego opozycjonisty Zmiciera Daszkiewicza, który usłyszał te same zarzuty i też znajduje się w areszcie KGB. Ostatnio przez kilka tygodni bronił Kuropat przed budową centrum biznesowego. W domu czeka na niego żona z dwójką małych dzieci. Najmłodsze ma zaledwie dwa latka.