Protestujący, nazywający siebie "gilets jaunes" (żółte kamizelki), mają zablokować drogi i wywołać chaos w ruchu drogowym we Francji w sobotę 17 listopada. To sposób na wyrażenie niezadowolenia z powodu rosnących cen paliwa i podatków.
Protesty stały się symbolem podziału między francuską elitą w Paryżu - m.in. prezydentem Emmanuelem Macronem - a biedniejszymi osobami, które najbardziej dotykają wzrosty cen paliw.
W filmie wideo, który został szeroko rozpowszechniony w internecie, hipnoterapeuta z Bretanii Jacline Mouraud powiedział: "W demokracji jesteśmy szefami, a oni (politycy) są pracownikami. Nie powinni o tym zapomnieć".
Inicjatywa protestu jest oddolna i w dużej mierze zyskuje popularność dzięki mediom społecznościowym. Wiele stron na Facebooku, które zostały utworzone dla pojedynczych manifestacji, wskazuje, że skala zakłóceń w ruchu może być ogromna. W niektórych blokadach dróg deklarują wziąć udział tysiące osób.
Np. w Dordogne prefektura już ostrzegła kierowców, aby nie wyjeżdżali na drogi, chyba że jest to absolutnie konieczne. Władze departamentu ostrzegają także protestujących, że policja będzie dbać o to, by drogi były przejezdne dla pojazdów ratunkowych. Wezwały demonstrantów do pokazania "ducha odpowiedzialności i ostrożności w podejmowanych działaniach, w celu uniknięcia jakiegokolwiek incydentu".