Wcześniej w tej samej sprawie rzecznik wzywał ją w charakterze świadka, a teraz chce stawiać jej zarzuty. - Powiem wprost: to jest głupie działanie - mówi Onetowi sędzia Maciejewska. - Tak jakby rzecznik sam chciał pokazać, że dyscyplinarki są po to, żeby sędziów kneblować.
Czytaj także: Członek KRS chce dyscyplinarek dla sędziów za pytania do TSUE
Rzecznik dyscyplinarny twierdzi, że sędzia Maciejewska nie mogła zadać pytania TSUE - bo zabrania tego rzekomo art. 267 Traktatu o Funkcjonowaniu UE. To właśnie ten artykuł zobowiązuje sądy krajowe do zadawania pytań do Luksemburga, gdyby mieli wątpliwości co do zgodności prawa krajowego z unijnym. Pytanie o zgodność tego artykułu TSUE z polską konstytucją zadał polskiemu Trybunałowi Konstytucyjnemu Zbigniew Ziobro - głównie po to - jak twierdzili sędziowie "w kontrze" do władzy - by ukrócić im możliwość zadawania pytań prejudycjalnych.
Dokładnie dziś do sędzi Ewy Maciejewskiej z łódzkiego Sądu Okręgowego dotarło kolejne już pismo od zastępcy rzecznika dyscyplinarnego sędziów sądów powszechnych. Tym razem sędzia (jesienią wezwana przez rzecznika jako świadek) ma w tej samej sprawie odpowiedzieć za "eksces orzeczniczy".
Tym "ekscesem" miało być - co zastępca rzecznika pisze wprost - zadanie unijnemu Trybunałowi Sprawiedliwości pytań prejudycjalnych. Sędzia latem spytała m.in. o gwarantowaną prawem unijnym i krajowym sędziowską niezawisłość i niezależność sądów w kontekście wdrażanego przez rządzących nowego systemu postępowań dyscyplinarnych.