Pomysł, aby nie tylko samorządy prawnicze, ale i wydziały prawa wyższych uczelni szkoliły aplikantów radcowskich i adwokackich, „błądzi na razie nieśmiało po korytarzach resortu sprawiedliwości i kilku wyższych uczelni" – napisał redaktor Tomasz Pietryga. I dodał trafnie: „dla wyższych uczelni, które ciągle borykają się z konsekwencjami niżu demograficznego, możliwość prowadzenia szkoleń aplikantów będzie jak gwiazdka z nieba. Poszerzenie oferty edukacyjnej o aplikacje daje bowiem szanse na przyciągnięcie większej liczby studentów prawa, a także dodatkowe dochody".
Można by zapytać, po co zajmować się sugestią, która jedynie błądzi. Jeśli jednak są to korytarze resortu sprawiedliwości, to lepiej się nad sprawą – wedle obowiązującej frazeologii (frazesologii?) – pochylić.
Alternatywna droga
W kilku prasowych sygnałach szczególnie zastanawia informacja, że aplikacja na wydziale prawa miałaby być alternatywną drogą dochodzenia do zawodu. Alternatywną do aplikacji samorządowej. Nie „zamiast" zatem, ale „obok". Przypomnijmy więc kanony: samorząd jest niezależny w wykonywaniu swych zadań i podlega tylko przepisom prawa.
Do jego fundamentalnych ustawowo zapisanych zadań należy m.in. przygotowywanie aplikantów do należytego wykonywania zawodu oraz nadzór nad należytym wykonywaniem zawodu przez aplikantów. Egzaminy wstępne na aplikację organizuje minister sprawiedliwości. Koszty szkolenia aplikacyjnego ustalanego przez ministra ponosi aplikant. Trwa ono trzy lata i kończy się państwowym egzaminem.
Zasadą jest dochodzenie do zawodu przez aplikację. Są jednak i alternatywne sposoby uzyskiwania uprawnień, już to na podstawie egzaminu bez potrzeby odbywania aplikacji, już to bez egzaminu.