Zasady techniki prawodawczej nie są świętością, a w sytuacji kryzysowej dbałość o przestrzeganie procedur stanowienia prawa schodzi na dalszy plan. Ustawodawcy wybaczyć można niektóre potknięcia w redagowaniu przepisów, zwłaszcza jeśli wystąpiły na skutek usprawiedliwionego pośpiechu i w związku ze skomplikowaniem regulowanej materii. Problem pojawia się, gdy – jak w tzw. tarczach antykryzysowych – tekst aktów jest na tyle ułomny, że staje się źródłem poważnych rozbieżności interpretacyjnych, a nowelizacje dopiero co uchwalonych ustaw są tak częste, że sami decydenci gubią się w odpowiedziach na pytanie o aktualnie obowiązujący stan prawny.
Najpierw konferencja
Środa, 15 kwietnia wieczór, Polska – w Dzienniku Ustaw publikowane jest rozporządzenie zmieniające rozporządzenie w sprawie ograniczeń i zakazów związanych z epidemią COVID-19. W zmienionym § 16 zakazuje się korzystania z terenów zieleni, w tym takich jak trawniki przy chodnikach czy cmentarze. Kilkanaście godzin później, w tym samym państwie, następnego dnia rano – kolejna zmiana tego samego przepisu, doprecyzowanie eliminujące trawniki czy cmentarze z zakresu zakazu. To tylko jeden z wielu przykładów.
Czytaj także: Szwecja szybko zmienia prawo by walczyć z koronawirusem
Normą stało się, że rządzący relacjonują najnowsze zmiany w stanie prawnym na konferencji prasowej albo w formie ogólnego komunikatu na stronie internetowej z domeną gov.pl. Zdarza się, że zapowiedź znajduje odzwierciedlenie we wchodzących w życie kilka godzin lub dni później przepisach. Innym razem działanie władzy „opiera się" zaledwie na projekcie (np. aktywność związana z przygotowaniem głosowania w trybie korespondencyjnym), czasem zaś jest ewidentnie sprzeczne z obowiązującym prawem (np. mandaty za łamanie wątpliwego prawnie zakazu przemieszczania się).