Najpierw minister i prokurator generalny w jednej osobie powołał swoich zastępców i niemal natychmiast ruszył z kadrówką. W Prokuraturze Generalnej już kilka tygodni wcześniej słychać było o wielkim pakowaniu. Na korytarzach żartowano, że największym zainteresowaniem cieszą się kartonowe pudła na pakowanie drobiazgów z biurek. Wielu uważało, że żartownisie przesadzają. Nie przesadzili. Pierwsze decyzje kadrowe pokazały, że przy okazji likwidacji Prokuratury Generalnej i powołaniu na jej miejsce krajowej odbędzie się nie tylko weryfikacja, ale i degradacja. Tak też się dzieje. Niektórzy prokuratorzy z PG dostają przeniesienia do rejonu. Wielu mówi, że to odwet. Za co? Za to, co mówili, czego nie mówili i za to, co robili i czego nie robili w poprzednich latach.

Kiedy minister Zbigniew Ziobro przejmował prokuraturę, mówił między innymi o tym, że teraz (pod jego rządami) wszyscy prokuratorzy wezmą się do prokuratorskiej roboty. Wielu myślało wówczas: i bardzo dobrze. Nie powinno bowiem być tak, że prokurator na wyższym szczeblu od kilkunastu lat nie prowadził żadnej sprawy, a jeszcze dłużej nie bywał w sądzie. Przecież to istota prokuratorskiej pracy. Kiedy przed laty obejmowali urząd, mieli świadomość, jakie czynności będą prowadzili. Godzili się na jazdy na zdarzenia, prowadzenie śledztw, pisanie aktów oskarżenia, a potem ich obronę przed sądem. Nie myśleli, że będą siedzieć za biurkiem i rysować tabelki ze statystykami czy jedynie nadzorować to, co robią podwładni. Założenie więc było słuszne: prokuratura ma co robić i urzędujący w niej prokuratorzy także. Wygląda jednak na to, że przy okazji weryfikacji zostały podjęte decyzje, których nie można wytłumaczyć niczym innym niż „wyrównaniem rachunków sprzed lat".

A takie otwarcie nowej niezależnej prokuratury do wielu nie przemawia. Wielu się także nie podoba.