Prawo i Sprawiedliwość swoimi działaniami w pierwszym miesiącu rządów zdołało zjednoczyć praktycznie całą opozycję. To często powtarzana opinia w ostatnich dniach. Wiarygodności dodawać jej mogą obrazki, jakie oglądaliśmy na sobotnim marszu przeciwko prezydentowi i rządowi, który zorganizował Komitet Obrony Demokracji. Choć manifestacja określana była jako obywatelska, to pierwsze skrzypce grali na niej liderzy trzech opozycyjnych formacji parlamentarnych – Ryszard Petru z Nowoczesnej, Sławomir Neumann z PO i Władysław Kosiniak-Kamysz z PSL. Ramię w ramię jechali na dachu odkrytego autobusu, a w swoich przemówieniach zgodnie krytykowali prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego.
Wcześniej ten obraz jedności utwierdzać miały wspólne konferencje prasowe, na których trzej liderzy formułowali zarzuty o zamachu na demokrację czy niszczeniu Trybunału Konstytucyjnego.
Opozycja czuje się zagrożona, bo z każdym kolejnym posiedzeniem Sejmu partia rządząca umacnia swoją władzę, coraz mniejszą wagę przykładając do działań konkurencyjnych formacji. PiS przejęło pełną władzę nad sejmową Komisją ds. Służb Specjalnych, nie dając stanowiska wicemarszałka ludowcom, zdobyła większość w Prezydium Sejmu, a kilkoma uchwałami otworzyła sobie drogę do wpływu na Trybunał Konstytucyjny. W kolejnych zmianach pomaga PiS cichy sojusznik w postaci klubu Kukiz'15, który w większości kontrowersyjnych głosowań popiera rządzących.
– Wchodziliśmy do Sejmu, by walczyć ze starym układem. Trudno więc, żebyśmy szli razem z Platformą czy jej bliźniaczką Nowoczesną – mówi nam jeden z posłów formacji muzyka.
Konflikt sojuszników
Przekonanie o jedności i wspólnym froncie pozostałych ugrupowań opozycyjnych nie ma jednak pełnego odzwierciedlenia w rzeczywistości. PO, Nowoczesną i PSL łączy walka z PiS, ale poza nią dzieli niemal wszystko. Każde z ugrupowań chce na tej wojnie z rządem ugrać jak najwięcej dla siebie. I najlepiej właśnie kosztem rzekomych sojuszników.