PiS odniosło w wyborach zdecydowane zwycięstwo, które nie podlega najmniejszej wątpliwości – powiedział we wtorek prezes PiS Jarosław Kaczyński. Gdy jednak lider partii przekonuje publicznie, że coś nie ulega wątpliwości, to znaczy, że takie wątpliwości się pojawiły i trzeba zarówno do działaczy, jak i sympatyków, wysłać sygnał: dobrze jest!
PiS oczywiście wygrał wybory do sejmików – otrzymując najwięcej głosów i zdobywając najwięcej mandatów. Podobnie ma się sprawa w powiatach i gminach. Choć opozycja triumfuje, to jej radość jest trochę przedwczesna. Bo fakt, że PiS nie wszędzie dobrze poszło, nie oznacza, że dobrze poszło Koalicji Obywatelskiej, PSL czy SLD.
I chociaż PiS prezentował we wtorek mapki z liczbami radnych wojewódzkich i powiatowych, problemem dla partii rządzącej są przede wszystkim miasta. Nie tylko metropolie, w których kandydaci PiS zostali rozgromieni, ale również duże, a nawet średnie miasta. PiS przegrał nie tylko w miastach na zachodzie czy centrum kraju, ale nawet na bardzo prawicowym południu i wschodzie. Jak zauważył w ciekawej analizie Bartosz Brzyski, problemem PiS było to, że kampanię przeprowadził pod kątem polityki centralnej, nie odwołując się do lokalnych uwarunkowań. „Zamiast myśleć nad tworzeniem spójnej opowieści o mieście kandydaci PiS próbowali bazować na czymś, czego nie mieli – wiarygodności w miejskim elektoracie. To nie mogło się udać bez własnej, miejskiej tożsamości. Bez tożsamości tymczasem nie ma konserwatyzmu" – pisze ekspert Klubu Jagiellońskiego.
„Przed obozem konserwatywnym stoi zatem ogromne wyzwanie: jak stworzyć »nowego mieszczanina«. Takiego, który, zamieszkując w dużym mieście, nie czuje się zmuszony do porzucenia własnej tożsamości, ale znajduje w nim miejsce do jej pielęgnowania" – zauważa Brzyski.
To prawda, ale problem jest poważniejszy. Jeśli zastanawiamy się nad praktyką polityczną ostatnich trzech lat, można zapytać, co ma do zaproponowania konserwatywnemu elektoratowi z średnich, dużych i wielkich miast partia rządząca? Czy ofertą dla konserwatystów mają być transmisje z religijnych uroczystości? A może toporna propaganda w telewizji publicznej? Przecież mimo tradycjonalistycznego sztafażu, PiS nie przedstawił w ostatnich trzech latach zbyt wielu działań, które w realny sposób budowałyby wspólnotę, która dla konserwatystów jest tak ważna. Czy próba pisania historii ostatnich 30 lat na nowo, to ma być ten wabik dla konserwatystów z miast? A może szczucie na elity?