Kopacz zaszkodzi Platformie

Kto zrecenzuje rządy PiS, gdy PO zajmie się sobą.

Aktualizacja: 04.11.2015 19:00 Publikacja: 03.11.2015 20:16

Ewa Kopacz

Ewa Kopacz

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Premier poinformowała nas przed tygodniem, że w Platformie Obywatelskiej odbędą się wybory. Na wszystkich szczeblach. Od najniższego do najwyższego. To sekwencja bardzo niebezpieczna dla partii i bardzo wygodna dla jej obecnej przewodniczącej.

O tym drugim świetnie wie sama Ewa Kopacz, bo odwleka to w czasie – być może nawet na rok – głosowanie nad wyborem szefa całej formacji i pozostawia wiele czasu na zbudowanie w partii jej własnej frakcji i zmazanie z siebie piętna przegranej.

Gdyby elekcja lidera formacji odbyła się już w tym roku, to zapewne masy członkowskie (bo w PO obowiązuje procedura powszechnego wyboru przewodniczącego przez wszystkich członków) zdecydowałyby się na odsunięcie od władzy osoby, która symbolizuje przegraną z 25 października. Ale jeśli dojdzie do tego za kilka miesięcy, sytuacja będzie zupełnie inna.

Dlatego obecna przewodnicząca wie, co robi, gdy – jak donoszą media – wbrew wcześniejszym ustaleniom poczynionym na zarządzie partii ogłosiła, że owszem, dojdzie do wyborów szefa PO, ale zostaną one poprzedzone wyborami na wszystkich szczeblach partyjnych: od kół gminnych zaczynając, przez powiatowe, po wojewódzkie. Gdyby się to udało, Kopacz miałaby bardzo dużo czasu na zbudowanie sobie pozycji, która pozwoli jej na skuteczne powalczenie o zachowanie swojego fotela.

Mając narzędzia wynikające z tego, że pełni obecnie funkcję szefa partii, będzie mogła wpływać na to, kto pnie się w partyjnej hierarchii, a kto w niej spada. Statut Platformy daje przewodniczącemu istotne, choć nie zawsze rozstrzygające, instrumentarium do kształtowania powolnego sobie zaplecza partyjnego. Nim więc doszłoby do ostatecznej rozgrywki o fotel szefa formacji, obecna premier mogłaby znacząco wzmocnić swoją pozycję.

Ale to, co jest dobre dla Ewy Kopacz, byłoby fatalne dla całej Platformy. Co bowiem czekałoby tę partię przez następne kilka miesięcy? Wojna domowa. Cała formacja byłaby zajęta wycinankami, podjazdowymi starciami, walką frakcyjną, niszczeniem się wzajemnym, znajdowaniem haków, kompromitowaniem partyjnych konkurentów. Przez cały ten okres większa część uwagi klubu parlamentarnego i statutowych władz partii byłaby skupiona nie na politycznych przeciwnikach, ale na sobie i swych partyjnych konkurentach. Taka formacja byłaby więc zupełnie bezbronna wobec wzmacniającego się u władzy PiS, wspieranego dodatkowo przez urzędującego prezydenta.

Jeśli dojdzie do zaakceptowania przez Radę Krajową, bo to właśnie to ciało zdecyduje o kalendarzu wyborczym w PO, sekwencji wydarzeń, zgodnie z którą szef partii byłby wybierany na końcu, a nie na początku, oznaczać to może koniec Platformy w takiej postaci, w jakiej znamy ją obecnie. Ktokolwiek bowiem wygra w wewnątrzpartyjnej rywalizacji, przejmie ugrupowanie całkowicie już zmarginalizowane i ograne nie tylko przez rządzące PiS, ale także przez inne kluby opozycyjne – ze szczególnym uwzględnieniem Nowoczesnej. Nie będzie się ona wszak biernie przypatrywać osuwaniu się PO w niebyt i zapewne chętnie wejdzie w rolę głównego krytyka ugrupowania Kaczyńskiego.

W ciągu zapewne kilku dni okaże się więc, czy PO napisze dla siebie „kronikę spodziewanej śmierci". Jeśli władze partii zdecydują się na szybkie wybory szefa, to jest prawdopodobne, że ktokolwiek je wygra, zdoła zintegrować wokół siebie całą formację i wejść w rolę najważniejszego recenzenta poczynań nowego rządu. Jeśli jednak zostanie zaakceptowany scenariusz zaproponowany przez Ewę Kopacz, platformersi założą sobie stryczek na szyję.

Przedsmak tego, co by ich czekało, mieliśmy w zeszłym tygodniu – zamiast się skupić na krytyce tego, co wokół formowania się rządu Beaty Szydło dzieje się w PiS, Platforma narażała się na śmieszność, dowiadując się, że jej szefem chce być Borys Budka. Za chwilę okaże się, że swoje aspiracje zgłoszą Andrzej Biernat, Ireneusz Raś, może nawet Mirosław Drzewiecki. Bo niby dlaczego nie?

Oczywiście, istnieje niebezpieczeństwo, że jeśli wybory przewodniczącego partii odbyłyby się szybko, to pokonany mógłby odejść i albo założyć nową formację, albo nawet zasilić parlamentarne zaplecze rządu PiS (w zamian za profity z tego płynące). Ale po pierwsze, jest to prawdopodobne raczej tylko w przypadku przegranej Grzegorza Schetyny, a po drugie, wszystko jest lepsze niż kilkumiesięczna wojna domowa w PO i związana z tym całkowita bierność w ocenie i recenzowaniu nowego rządu oraz partii go wspierającej.

Autor jest politologiem, był europosłem PiS, PJN i Polski Razem

Premier poinformowała nas przed tygodniem, że w Platformie Obywatelskiej odbędą się wybory. Na wszystkich szczeblach. Od najniższego do najwyższego. To sekwencja bardzo niebezpieczna dla partii i bardzo wygodna dla jej obecnej przewodniczącej.

O tym drugim świetnie wie sama Ewa Kopacz, bo odwleka to w czasie – być może nawet na rok – głosowanie nad wyborem szefa całej formacji i pozostawia wiele czasu na zbudowanie w partii jej własnej frakcji i zmazanie z siebie piętna przegranej.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Wydarzenia
Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę
Wydarzenia
Polscy eksporterzy podbijają kolejne rynki. Przedsiębiorco, skorzystaj ze wsparcia w ekspansji zagranicznej!
Materiał Promocyjny
Jakie możliwości rozwoju ma Twój biznes za granicą? Poznaj krajowe programy, które wspierają rodzime marki
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Wydarzenia
Żurek, bigos, gęś czy kaczka – w lokalach w całym kraju rusza Tydzień Kuchni Polskiej