Widać ich na Paradach Równości i marszach w obronie uchodźców. Ale to nic nowego. Wszystko to ulice polskich dużych miast znają od co najmniej ćwierćwiecza. Na czym więc polega oryginalność Razem? Ich „osobność" na polskiej scenie politycznej?
Kilka dni temu, w Warszawie, późnym wieczorem znad Wisły wracał do domu 20-latek. Według relacji chłopaka, zamieszczonej potem przez jego matkę w mediach społecznościowych, został zatrzymany przez policjantów, zabrany do samochodu, tam zelżony i nazwany komunistą i pedałem (to zresztą jedne z łagodniejszych epitetów). Jak twierdzi poszkodowany, wściekłość jednego z policjantów wzbudził przypięty do plecaka znaczek partii Razem. Komenda Stołeczna odcina się od tych zarzutów i twierdzi, że chłopak spał i czuć było od niego alkohol. Ale świadków nie było.
Razem to zły sen dla wyznawców polskiego mitu o dorodnych młodych patriotach, gotowych się bić na każde wezwanie ojczyzny, a to musi w Polsce oznaczać osobność kulturową. Razem to także lewicowy program gospodarczy, który liberałowie z obrzydzeniem nazywają marksistowskim, a który zakłada m.in. 70-procentową stawkę podatkową dla najbogatszych. A to oznacza osobność światopoglądową.
– Razem chce państwa opiekuńczego, które jest demokratyczne i rygorystycznie przestrzega praw człowieka. Nie jesteśmy skazani na wybór między neoliberałami i zamordystami – wyjaśnia Adrian Zandberg „Rzeczpospolitej".
Ale na pytanie: kim jest Zandberg? – przeciętny członek SLD odpowie bez wahania: to lewak.