W zalewie codziennych wydarzeń, medialnych potyczek, sejmowych starć umyka nam ważny fakt – koniec pisowskiej rewolucji. Dzieje się bardzo wiele, ale de facto wypalił się żar płynący z Nowogrodzkiej do przebudowy naszego życia we wszystkich jego wymiarach. Być może zresztą sam żar jeszcze się tli i kiedyś wybuchnie (o czym na końcu tekstu), ale warunki jego podtrzymywania stały się dla Jarosława Kaczyńskiego o wiele trudniejsze niż jeszcze kilka miesięcy temu. Dlatego właśnie aż do następnych wyborów parlamentarnych będziemy mieli do czynienia raczej z wojną w sferze słów niż z rzeczywistą zmianą społeczną.
Oczywiście – nadal będziemy świadkami wojen toczonych w Sejmie oraz w studiach telewizyjnych, wciąż spółki Skarbu Państwa będą obsadzane przez nieudolnych nominatów partyjnych, nie skończą się psucie wszystkich instytucji państwowych oraz próby zawłaszczenia ich przez partie rządzące, ale wielkich zmian już się nie doczekamy. Będziemy raczej oglądać procesy gnilne, konsumowanie renty władzy, moszczenie się na wygodnych synekurach niźli rewolucyjne zmiany i powiew nowych pomysłów.
Dobrym przykładem jest „mój" resort, czyli MEiN – nadal Przemysław Czarnek będzie prowadził swoją obskurancką batalię (próbując zmieniać kanon lektur, wygłaszając co bardziej kołtuńskie komentarze, dowartościowując punktowo czasopisma, w których mogłyby się znaleźć jego zawstydzające ilościowo i jakościowo artykuły, promując „familiologię" i biblistykę kosztem fizyki, chemii czy biologii), ale wszystko to będzie raczej śmieszne i pokraczne niż niebezpieczne i skuteczne.
Pani kurator Nowak nie zaprzestanie swojej obrzydliwej działalności i nie porzuci języka nienawiści, ale poza szkodzeniem niektórym podległym sobie nauczycielom i dyrektorom niewiele zrobi. Będą powstawać łże-uniwersytety, na których królować będzie zabobon, przesądy i poglądy rodem z lat 30. ubiegłego wieku, ale nie zatrzyma to badań i działalności prawdziwych naukowców na prawdziwych uczelniach wyższych i w instytutach badawczych.
Dlaczego pisowska rewolucja się skończyła? Przede wszystkim ze względu na kłopoty Kaczyńskiego z zachowaniem większości sejmowej. Każda nowa zmiana wymaga obecnie żmudnych negocjacji z Jarosławem Gowinem oraz Zbigniewem Ziobrą (lub omijania ich przez jeszcze bardziej koronkowe pozyskiwanie głosów drobnicy parlamentarnej od Kukiza po małe koła poselskie). To nie sprzyja zapałowi do głębokich zmian, ale raczej trwaniu przy władzy.