Borys Budka: PO nie jest partią jednowładcy

Wyborcy oczekują, byśmy wyszli z gabinetów i zaczęli z nimi rozmawiać – mówi szef Platformy.

Aktualizacja: 23.02.2020 11:11 Publikacja: 18.02.2020 19:23

Borys Budka: PO nie jest partią jednowładcy

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Kiedy i dlaczego zdecydował się pan startować w wyborach na szefa PO?

Ostatecznym impulsem był mój wynik wyborczy w 2019 roku, drugi w Platformie Obywatelskiej, Koalicji Obywatelskiej. Wcześniej były cztery lata ciężkiej pracy, dużo spotkań, rozmów, z których wynikało, że wyborcy oczekują zmiany. Udało mi się zbudować dobry zespół na Śląsku, w okręgu katowickim zremisowaliśmy z PiS, na którego czele był premier Mateusz Morawiecki, uzyskaliśmy tyle samo mandatów. Pokazaliśmy tam, że dobry zespół, dobrze dobrani ludzie, którzy ze sobą współpracują, mogą prowadzić skuteczną kampanię wyborczą, mogą skutecznie przeciwstawić się obecnej władzy. I potem, po tej weryfikacji przez wyborców, zdecydowałem się ubiegać o mandat szefa Platformy Obywatelskiej. Jak widać, blisko 80 proc. koleżanek i kolegów uznało, że jest to najlepszy wybór.

Kiedy w 2017 roku opublikował pan listę swoich spotkań w terenie, a było ich dużo, można było przypuszczać, że będzie się pan starał o przywództwo w PO.

Rzeczywiście, przez ostatnie cztery lata odbyłem dziesiątki, jeśli nie setki, spotkań w całej Polsce. Nie byłem tylko po to, żeby mówić, ale przede wszystkim by słuchać, by rozmawiać, i na tych spotkaniach bardzo często słyszałem, że PO musi się zmienić, że musimy mieć nową energię, nową jakość, ale przede wszystkim musimy inaczej komunikować to, co chcemy osiągnąć. Tak, przygotowywałem się do tej roli od czasu, kiedy pani premier Ewa Kopacz zaufała mi, posłowi gdzieś tam z ostatnich ław poselskich, i gdy po ciężkiej parlamentarnej pracy zostałem ministrem sprawiedliwości. Później wspólnie z Grzegorzem Schetyną, Tomaszem Siemoniakiem, Ewą Kopacz stanowiliśmy ścisły zarząd Platformy. Ale wyborcy chcieli czegoś więcej, wyborcy chcieli przede wszystkim innego sposobu prowadzenia polityki wśród ludzi, takiej aktywności, jasnego przekazu i też wyjścia z tych korytarzy sejmowych czy też gabinetów na Wiejskiej właśnie do Polski powiatowej, do miast, miasteczek, wsi. Ja to robiłem.

Z Platformą dotąd związane były dwa hasła: „konserwatywna kotwica" i „totalna opozycja". Pana wybór oznacza, że są one nieaktualne?

Platforma była, jest i pozostanie partią środka. Jest w niej miejsce zarówno dla liberałów, jak i konserwatystów. Spoiwem PO jest człowiek, indywidualne podejście do człowieka. My tym różnimy się od naszych adwersarzy z drugiej strony sceny politycznej, że mówimy, iż państwo jest silne wówczas, gdy obywatele są aktywni, gdy docenia się indywidualizm człowieka, nie boi się tego, że państwo ingeruje tylko tam, gdzie obywatele lub samorząd sobie nie radzą. I to jest też zgodne ze społeczną nauką Kościoła. Więc tutaj nie ma co bać się tego typu korzeni. A jednocześnie każdy liberał podpisze się pod stwierdzeniem, że właśnie wolność jednostki, możliwość wykorzystania jej potencjału jest ważniejsza niż narzucanie pewnych rozwiązań przez państwo. Jeśli natomiast chodzi o drugą część tego pytania: czy „opozycja totalna"? Jesteśmy i byliśmy opozycją merytoryczną. To się tak przyjęło, bo potrzebne było zderzenie z władzą totalną. Ale ja nie mam wątpliwości, że skuteczna, merytoryczna opozycja jest potrzebna, żeby pokonać populistów. Moim celem w polityce jako szefa Platformy jest to, żebyśmy w ogóle przestali być opozycją, a wrócili do tego, by brać odpowiedzialność za Polskę jako ugrupowanie, które zmienia Polskę, które współrządzi.

Wydaje się, że to centrum się zmienia, że centrum znaczy teraz coś innego niż kilka lat temu, że takie kwestie, jak związki partnerskie albo dotyczące ekologii, klimatu i wielu innych spraw, są teraz właśnie w centrum.

Centrum to racjonalność, ale centrum to również zdrowe podejście do polityki. Ja jestem przeciwnikiem wszelkich skrajności, czy to lewicowej, czy umownej prawicowej. Ale scena polityczna się zmienia, nie tylko w Polsce, ale i na świecie. Na przykładzie naszego krajowego podwórka: mamy przecież PiS, który z prawicą nie ma nic wspólnego oprócz ideologii. To jest partia etatystyczna, partia centralistyczna, socjalna, partia, która tylko tę sferę ideologiczną może kierować na prawą stronę. Więc tutaj jest wielki wyścig pomiędzy lewicą, tą skupioną wokół partii Razem, a PiS. Wyścig na kolejne obietnice socjalne. My natomiast jako partia środka mówimy wyraźnie, że praca w Polsce musi być doceniana. Nie da się zbudować państwa silnego, skutecznego, które budowane jest tylko i wyłącznie na rozdawnictwie. Bo ktoś musi pracować. Państwo powinno dbać o ludzi słabszych, pomagać im, ale nie może zapominać, że są ludzie ciężko pracujący, bo im należy się szacunek, a nie ciągłe łupienie podatkami.

Co znaczy kolegialny model przywództwa w PO? O tym teraz wiele się mówi.

Przede wszystkim szacunek. Przywództwo powinno się opierać na rozmowie, dialogu, na wysłuchaniu argumentów koleżanek, kolegów. Jestem przeciwnikiem narzucania decyzji. Oczywiście wyobrażam sobie takie sytuacje, w których lider musi podjąć trudną decyzję i wziąć za nią odpowiedzialność, ja się od tego nie uchylam. Natomiast dużo bardziej odpowiada mi model, kiedy wspólnie – w drodze dyskusji, burzy mózgów, wymiany argumentów i poglądów – wypracowujemy określone rozwiązania. Ja tak potrafię zarządzać, ja tak potrafię rozmawiać, to jest dużo lepszy model. My tym musimy się różnić i różnimy się od naszych adwersarzy z drugiej strony, że to nie jest partia jednowładcy. To jest partia, która wykorzystuje potencjał ludzi, w szczególności w Zarządzie Krajowym.

Będzie nowy format Rady Krajowej PO? Na każdym posiedzeniu będzie mógł jej członek powiedzieć, co ma „na wątrobie"?

Będziemy też robić posiedzenia Rady Krajowej tematyczne, obszarowe. Będziemy chcieli tam poruszać określone kwestie, takie jak ochrona zdrowia, kwestie związane z edukacją, szkolnictwem, ochroną klimatu – i to jest to miejsce wymiany poglądów. Należy rozdzielić pewne kwestie, bo oczywiście narada krajowa to też okazja do takiego medialnego show w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Ale nie można zapominać o tym, co najważniejsze, czyli rozmowie, wymianie zdań, poglądów, i takie spotkania Rady Krajowej zaproponuję. Będziemy łączyć zarówno tę merytoryczną pracę naszych członków, jak i tę część przeznaczoną dla mediów czy opinii publicznej.

Powroty ludzi do PO już się zaczęły? Są zgłoszenia?

Tak, jest bardzo dużo zgłoszeń. Niedawno miałem okazję rozmawiać z kolegami z Nysy, którzy już stworzyli nowe koło, bo mówią, że w Platformie jest nowa energia i chcą wrócić i pracować. W wielu miejscach w Polsce zgłaszają się osoby, które kiedyś sympatyzowały z Platformą, a nawet były jej członkami, bo widzą, że jesteśmy w stanie wspólnie stworzyć taką organizację, która skutecznie będzie zmieniać w przyszłości Polskę, na lepsze oczywiście.

A myśli pan, że do Platformy będą też przychodzić młodzi?

W poniedziałek przyjmowaliśmy do koła w Gliwicach trzy osoby, z czego jedna jest wyjątkowo młoda, a przyszła właśnie po tym, jak zmieniły się władze Platformy. W wielu miejscach, na przykład u mnie na uczelni, podchodzą do mnie studenci i mówią, że chcą się angażować właśnie w projekt Koalicji, w projekt Platformy, bo widzą potrzebę zmieniania Polski, ale nie będąc na skraju jednej ani na skraju drugiej części sceny politycznej.

A co ludzie młodzi mówią na tych zajęciach albo poza zajęciami?

Na zajęciach nigdy nie rozmawiamy o polityce. Nawet jeśli zajmujemy się polską konstytucją, to staram się, żeby studenci nie znali moich poglądów, bo o ile interpretacja większości przepisów nie budzi wątpliwości, o tyle ja jestem ostatnią osobą, która chciałaby narzucać określone poglądy. Przedstawiam czasami różne interpretacje, jeśli jest to konieczne, nie opowiadając się za żadną, mówiąc, że są spory.

A poza zajęciami pytają np. o mieszkania i pomysły w tej sprawie?

Tak, to jest duży problem. Młodzi ludzie zmienili podejście do kwestii własności mieszkania. To jest też coś, co my musimy wziąć pod uwagę, że dorośli – czy też starsze pokolenie – mieli inne marzenia niż pokolenie ludzi, którzy teraz wkraczają w dorosłość. Ja jestem ostatnią osobą, która by chciała pewne rzeczy narzucać, uważam, że to właśnie młodzi ludzie powinni napisać politykom program dla siebie oparty na swoich oczekiwaniach. Jeżeli zmienia się to podejście do własności, to my powinniśmy odpowiednie rozwiązania przedstawiać. Ja mówię o mieszkaniach na wynajem jako o tej alternatywie dla posiadania własnego mieszkania. Oczywiście to jest kwestia ceny, to jest kwestia tej wielkiej drożyzny, która w tej chwili w Polsce jest, ale to są problemy, których nie da się rozwiązać w takim bieżącym sporze politycznym, tylko co do których powinno być porozumienie ponad podziałami, a niestety tego brakuje.

Dostrzega pan spór boomersi–milenialsi?

Myślę, że tu, w Warszawie, ten spór jest dosyć mocno podgrzewany i pokazywany. Ja mieszkam na Śląsku i nie widzę tego sporu pokoleniowego tak mocno zarysowanego, jak o nim mówią niektórzy publicyści. To jest spór bardziej o kwestie, jak rozwiązać pewne problemy. Rzeczywiście, dla ludzi młodych kwestia mieszkania, kwestia tego, by mogli żyć w sposób niezależny od swoich rodziców, kwestia stabilnego zatrudnienia, godnej płacy, to są sprawy bardzo ważne. Ale to nie jest tak, że ja obserwuję taki atak na to moje pokolenie czy pokolenie rodziców tych osób. To jest po prostu inne rozłożenie systemu wartości. Ja przede wszystkim jestem wielkim zwolennikiem tego, by nie narzucać nikomu określonego sposobu myślenia, tylko bardziej zrozumieć, że właśnie młode pokolenie ma inne potrzeby, inne priorytety. A dopóki my chcemy w ten własny obraz czy własne oczekiwania wpisać tych młodych ludzi, dopóty ten konflikt nie narasta.

Nieco kontrowersji wywołało to, że w jednym z wywiadów powołał się pan na Ronalda Reagana i Margaret Thatcher. Jednocześnie wspomniał pan o Baracku Obamie i służbie zdrowia. Uważa pan, że Reagan i Thatcher pasują do współczesnych czasów?

Mówiłem o pewnych symbolach, o walce z określonymi wyzwaniami, które stały przed tymi ludźmi. To nie jest tak, że my możemy każdego bohatera albo antybohatera – zależy, jak na niego patrzeć – osadzić w obecnych realiach i próbować robić z niego bohatera teraz. Ja mówię o pewnych cechach, kiedy mówię o politykach, i gdy mówię np. o Margaret Thatcher, to mówię o jej stanowczości i jej sile czy umiejętności podejmowania decyzji.

— współpraca Joanna Leśnicka

Kiedy i dlaczego zdecydował się pan startować w wyborach na szefa PO?

Ostatecznym impulsem był mój wynik wyborczy w 2019 roku, drugi w Platformie Obywatelskiej, Koalicji Obywatelskiej. Wcześniej były cztery lata ciężkiej pracy, dużo spotkań, rozmów, z których wynikało, że wyborcy oczekują zmiany. Udało mi się zbudować dobry zespół na Śląsku, w okręgu katowickim zremisowaliśmy z PiS, na którego czele był premier Mateusz Morawiecki, uzyskaliśmy tyle samo mandatów. Pokazaliśmy tam, że dobry zespół, dobrze dobrani ludzie, którzy ze sobą współpracują, mogą prowadzić skuteczną kampanię wyborczą, mogą skutecznie przeciwstawić się obecnej władzy. I potem, po tej weryfikacji przez wyborców, zdecydowałem się ubiegać o mandat szefa Platformy Obywatelskiej. Jak widać, blisko 80 proc. koleżanek i kolegów uznało, że jest to najlepszy wybór.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Kraj
Ćwiek-Świdecka: Nauczyciele pytają MEN, po co ta cała hucpa z prekonsultacjami?
Kraj
Sadurska straciła kolejną pracę. Przez dwie dekady była na urlopie
Kraj
Mariusz Kamiński przed komisją ds. afery wizowej. Ujawnia szczegóły operacji CBA
Kraj
Śląskie samorządy poważnie wzięły się do walki ze smogiem
Kraj
Afera GetBack. Co wiemy po sześciu latach śledztwa?