Piotr Radzymiński: Zadziwiająca symetria

Plany PiS są zwykle anachroniczne. Opozycja powinna stworzyć katalog projektów nowoczesnych.

Publikacja: 01.09.2020 21:00

Piotr Radzymiński: Zadziwiająca symetria

Foto: Rzeczpospolita/ Jerzy Dudek

Wszystkie te plany muszą jednak przynosić znaczące korzyści dla tej części Polski, która dziś głosuje na PiS. Dlaczego? W amerykańskich wyborach prezydenckich w 2016 roku Hillary Clinton zebrała o 3 miliony głosów więcej niż Donald Trump. Jednak system elektorski dał zwycięstwo jej oponentowi. Hrabstwa, w których wygrała Clinton generują 64 proc. produktu krajowego brutto Ameryki. Są to głównie tereny zurbanizowane z gospodarką opartą na usługach i nowych technologiach. Hrabstwa, które głosowały na Trumpa, dają 36 proc. PKB Ameryki. Reprezentują one przeważająco tereny pozamiejskie, rolnicze lub z przestarzałym przemysłem (tzw. pas rdzy). Kulturowo są mocno tradycjonalistyczne. Nietrudno znaleźć analogię do tej sytuacji nad Wisłą. Ostatnie wybory prezydenckie pokazują podobną korelację PKB i zachowań wyborczych. Różnica liczby głosów pomiędzy Andrzejem Dudą a Rafałem Trzaskowskim wyniosła 2 proc. Duda zwyciężył głównie na terenach wiejskich i w małych miejscowościach. Trzaskowski wziął miasta i okolice. Mapa wyników wyborczych, podobnie jak w USA, pokrywa się z mapą regionalnego PKB. „Ziemie Trzaskowskiego” dają ponad 60 proc. PKB Polski, „ziemie Dudy” powyżej 30 proc.

Grać na fantazjach

Tradycjonalizm (konserwatyzm nie jest tu właściwym słowem) to wspólny mianownik elektoratów Dudy i Trumpa. Wspólne są również: gorsze wykształcenie, religijność, niższe szanse na starcie i poczucie wykluczenia w obliczu globalizacji i zmian społecznych powodowanych postępem technicznym.

Parafrazując materializm historyczny – życie kształtuje preferencje wyborcze. Świadomie lub nie, populizmy powielają Marksa i Engelsa. Wykorzystują one mechanizmy demokracji liberalnej do zdobycia głosów szeroko pojętego prekariatu. Prekariat to nowa klasa społeczna żyjąca w permanentnym stanie niepewności jutra i doświadczająca postępującej marginalizacji w reprezentacji politycznej. Oferta wyborcza mówiąca o wyrównywaniu szans i gwarantowaniu bezpiecznej egzystencji, do tego przyprawiona sosem godnościowo-tradycjonalistycznym, jest skrojona pod tę kategorię obywateli.

W 1920 roku amerykański publicysta Henry Mencken napisał: „W miarę doskonalenia się demokracji urząd prezydenta coraz bardziej reprezentuje wewnętrzną duszę narodu. (…) Pewnego wielkiego i chwalebnego dnia zwykli ludzie tej ziemi w końcu osiągną pragnienie ich serca, a Biały Dom zostanie ozdobiony przez zwykłego kretyna”. Prawie 100 lat później sekretarz stanu Rex Tillerson użył tego właśnie określenia wobec swojego szefa. Inni notable administracji Trumpa nie pozostawali w tyle. „Umysł piątoklasisty”– mówił sekretarz obrony Mattis, „nieobliczalny idiota”– opisywał Trumpa jego szef sztabu Kelly, „głupek”– podsumował doradca ds. bezpieczeństwa McMaster. Czym więc uwiódł połowę Ameryki Donald Trump? Sam Trump przepowiedział swój przyszły sukces polityczny w książce „The Art of the Deal” (autor Tony Schwartz dzisiaj wolałby tytuł „Socjopata”): „Kluczem do mojej promocji jest brawura. Gram na ludzkich fantazjach”. Hasło wyborcze „Make America Great Again” to właśnie taka fantazja. To obietnica, że wszystko będzie po staremu, że wróci biała Ameryka sprzed pół wieku, gdzie każdy miał godną pracę, Chiny były słabe, a globalizacja funkcjonowała tylko jako pojęcie akademickie. Ta obietnica skierowana była głównie do białych wyborców, prekariaty „kolorowe” głosują inaczej. Tym razem starczyło jeszcze głosów, żeby umieścić Trumpa w Białym Domu. Ale postępująca dywersyfikacja rasowa Ameryki źle wróży republikanom na przyszłość. Nie pomoże mur z Meksykiem, który Trump obiecywał w kampanii. Powstał on na długości zaledwie 300 mil i tak naprawdę była to tylko renowacja starego ogrodzenia.

Rok przed wyborami w USA Polacy otrzymali od PiS bogatą ofertę wyborczą. Obiecywano m.in.: obniżenie wieku emerytalnego, podwyżki emerytur, repolonizację banków, mieszkania po 2500 zł/mkw., otwieranie nowych kopalni, reaktywację stoczni, nowe elektrownie, obniżenie i uproszczenie podatków, podniesienie kwoty wolnej od podatku do 8 tys. zł, podwyżki wynagrodzeń, 1,2 miliona miejsc pracy dla młodych, korzystne przewalutowania dla frankowiczów, podniesienie wydatków na zdrowie z 4,7 proc. do 6 proc. PKB, pewność zatrudnienia, TVP i Polskie Radio pod nadzorem ministra kultury. No i przede wszystkim 500+. Do tego w sferze ideologiczno-godnościowej hasła „Polska w ruinie”, „wstawanie z kolan” i „przegnanie złodziejskich elit”. Gdzie u Trumpa był mur, u nas „pasożyty i pierwotniaki” w organizmach uchodźców. Po wyborach to zagrożenie wyparowało, podobnie jak mur Trumpa.

Większość narzuca

Donald Trump staje do następnych wyborów wcale nie bez szans. Część obietnic wyborczych udało mu się zrealizować. Przed Covidem gospodarka i bezrobocie miały niezłe wskaźniki. Jeżeli cokolwiek spowoduje jego upadek, to raczej chaotyczna reakcja na pandemię niż niezrealizowanie wielu punktów swojego programu.

Jakich? Chociażby odbudowy amerykańskiej infrastruktury. Każdy, kto korzystał z lotnisk albo dróg w USA, wie jak bardzo jest to potrzebne. Covid pokazał beznadzieję amerykańskiej służby zdrowia. Sam doświadczyłem jej absurdów, usiłując kupić miesięczny zapas pewnego leku. W aptece podano mi pierwszą cenę: 2500 dolarów. Zszokowany chciałem poznać przyczynę, zważywszy, że ten sam lek w Europie jest dziesięć razy tańszy. Przyjazny aptekarz zapytał, czy mam ubezpieczenie. Nie, jestem turystą – odpowiedziałem. Aha, to całkiem inna historia. Jeśli nie masz naszego ubezpieczenia, cena leku wynosi 500 dolarów. Wiem, to idiotyczne, jak wiele rzeczy w naszej służbie zdrowia – dodał.

Wynik ostatnich wyborów prezydenckich w Polsce stawia rządzących w niełatwej sytuacji. Połowa Polaków, która głosowała na Rafała Trzaskowskiego, dostarcza naszemu krajowi większość dóbr materialnych i niematerialnych. Połowa Polski Andrzeja Dudy, nazywana przez rządzących „suwerenem”, jest tą mniej zaradną częścią rodziny. Ale to w imieniu „suwerena” rządzący planują stworzyć nową Rzeczpospolitą. Chcą decydować jak „przegrani” mają pracować i płacić podatki, jak i gdzie uczyć swoje dzieci, jak się leczyć, w co wierzyć, z jakimi krajami się sprzymierzać, kogo dyskryminować. Chcą swoimi lojalistami obsadzać sądy, armię, policję, tajne służby, telewizje, gazety, szpitale, ambasady, muzea, urzędy skarbowe, banki, państwowe molochy, ale też i małe spółeczki.

Planują także dalsze ograniczenie samorządności, tego bodaj największego sukcesu młodej polskiej demokracji. Decydują „poza trybem” o zakupach uzbrojenia za miliardy dolarów. Za setki miliardów złotych będą wznosić monstrualne pomniki swojej pychy.

Zwrot ku Końskim

W Polsce wybory dopiero za trzy lata, ale jeżeli opozycja ma myśleć o wygranej, powinna zaczynać pracę już teraz. Po wakacjach oczekiwany jest ruch Trzaskowskiego z nowym, ponadpartyjnym ugrupowaniem. Ale jakakolwiek to będzie formuła, potrzebny będzie program. Zwycięstwo może dać tylko autentyczny zwrot w stronę Polski małomiasteczkowej i wiejskiej. I nie chodzi o liczbę biur partyjnych czy aktywistów.

Polska Trzaskowskiego musi uznać potrzeby tej części naszego społeczeństwa za priorytetowe. 500+ jest niezaprzeczalnym sukcesem rządzących, ale to wciąż kroplówka w morzu potrzeb. Zrównanie szans i zabezpieczenie godnej egzystencji musi dotyczyć wszystkich, tych w Końskich, Pcimiu czy w Budach. Ten zwrot nie dokona się siłami obecnych partii opozycyjnych. Mieszkam od 20 lat na prawdziwej mazowieckiej wsi. Mój światły lokalny znajomy oświadcza – nawet głosowałbym na opozycję, ale ich szef odstręcza mnie tym swoim gadaniem.

Faktycznie, prawie wszyscy liderzy opozycji parlamentarnej przemawiają, a nie rozmawiają. Lata w polityce stępiły ich słuch i wtrąciły w nieznośną, pompatyczną manierę. Mówią do kamer i recenzentów, nie do wyborców. Moi wiejscy sąsiedzi mają o nich powszechnie złe zdanie. Są postrzegani jak stare polityczne wyciruchy, którym chodzi tylko o pieniądze i władzę. Oni sami potwierdzili to ostatnimi działaniami w sprawie podwyżek dla siebie.

Gigantyzm i nowoczesność

Zwrot w stronę mniej uprzywilejowanej części społeczeństwa wymaga odwagi. Po pierwsze, trzeba powiedzieć zamożniejszemu elektoratowi, że przez następne lata będą w mniejszej części korzystać z owoców wzrostu gospodarczego. Większość tych środków musi pójść na wyrównywanie szans i bezpieczeństwo ekonomiczne wszystkich obywateli.

Po drugie, obecni wyborcy PiS muszą uwierzyć, że taka zmiana jest bardziej niż prawdopodobna. Wielu z nich będzie wolało wróbla 500+, niż gołębia opozycji, która o nich zapomniała przez lata. Potrzebne są duże idee. Jak emerytura obywatelska, czyli równa kwota świadczeń dla wszystkich. Obecny system emerytalny jest piramidą finansową. Emerytury wypłacane są głównie z bieżących podatków pobieranych od ludzi w sile wieku. Ustanowienie jednej kwoty na poziomie obecnej mediany (wartość pośrodku zbioru liczb) wzbogaci uboższą połowę emerytów. Im niższa emerytura, tym bardziej wzrośnie. Z zachowaniem praw nabytych, dochodzenie do zmniejszenia kwot powyżej mediany zabierze lata. I tu trzeba przekonać tych bardziej uprzywilejowanych, że jedna kwota od państwa dla wszystkich jest sprawiedliwa, słuszna i celowa. Ta grupa ma przecież większe możliwości dodatkowego oszczędzania na spokojną starość.

Państwo powinno zapewniać też sprawne działanie dobrowolnych planów i funduszy emerytalnych. Kilkaset miliardów złotych, które rządzący chcą wydać na inwestycje rodem z XX wieku, należy przekierować na wiek XXI. Niech tylko przekop Mierzei Wiślanej pozostanie pomnikiem pychy ludzi patrzących ciągle do tyłu.

Lotnisko Baranów – imię jest wróżbą – jest niepotrzebne. Argumenty o zatykaniu się Okęcia są demagogiczne. Londyńskie lotnisko Gatwick z jednym pasem startowym potrafi obsłużyć trzy razy więcej lotów niż Okęcie przed Covidem. To ostatnie ma dwa pasy startowe. Przepustowość lotniska zależy głównie od infrastruktury towarzyszącej: dróg kołowania, terminali, zaplecza. Okęcie ma wielki atut – jest świetnie położone. Za część budżetu przeznaczonego na Baranów można stworzyć w Warszawie światowej klasy duoport Okęcie-Modlin połączony koleją magnetyczną.

Cała koncepcja Centralnego Portu Komunikacyjnego jest dość kuriozalna. Dlaczego ludzie i towary mają być dowożone do miejsca tak oddalonego od najważniejszego węzła komunikacyjnego, jakim jest Warszawa? To stolica powinna być punktem, gdzie zbiegają się korytarze transportowe. Dodatkowy plus takiego rozwiązania to zbliżenie całego wschodu Polski do zachodu i do świata. Za zaoszczędzone 100 miliardów można odwrócić wykluczenie komunikacyjne wsi i miasteczek.

Elektrownia atomowa w ogóle, a w szczególe od Amerykanów, to nieporozumienie. Od czasu katastrofy Three Mile Island w 1979 roku Ameryka nie inwestowała w cywilne elektrownie atomowe, nie ma najlepszego know-how ani doświadczenia. Prezentowane są mrzonki o jakichś małych reaktorach z łodzi podwodnych rozrzuconych po całym kraju. Tej technologii w sprawdzonej wersji cywilnej jeszcze nie ma, jeśli w ogóle powstanie.

Pomysł na kilkaset elektrowni atomowych na terenie dowolnego kraju obali każdy rząd, który za nim stanie. Za kolejne zaoszczędzone 100 miliardów złotych można stworzyć i utrzymać dwa światowej klasy uniwersytety technologiczne. Niech powstaną kampusy akademicko-przemysłowe zajmujące się sztuczną inteligencją, komputerami kwantowymi, energią wodorowo-odnawialną, biotechnologią i biomedycyną. Umiejscowienie ich np. w Rzeszowie i Białymstoku może odmienić wschód Polski. Takich propozycji programowych i wyborczych powinno być więcej. Wszystkie jednak muszą przynosić znaczące korzyści dla tej części Polski, która dziś głosuje na PiS. Mam wrażenie, że podobne wyzwania stoją przez demokratami w USA. A wracając na grunt Polski, pomysł Nowej Solidarności Trzaskowskiego zapowiada się obiecująco, ale bez odcięcia się od starej opozycji jej wiarygodność będzie niewielka, a sukces wątpliwy.

Autor jest „emigrantem stanu wojennego”. Od 30 lat współtwórcą rynku mediów elektronicznych

Wszystkie te plany muszą jednak przynosić znaczące korzyści dla tej części Polski, która dziś głosuje na PiS. Dlaczego? W amerykańskich wyborach prezydenckich w 2016 roku Hillary Clinton zebrała o 3 miliony głosów więcej niż Donald Trump. Jednak system elektorski dał zwycięstwo jej oponentowi. Hrabstwa, w których wygrała Clinton generują 64 proc. produktu krajowego brutto Ameryki. Są to głównie tereny zurbanizowane z gospodarką opartą na usługach i nowych technologiach. Hrabstwa, które głosowały na Trumpa, dają 36 proc. PKB Ameryki. Reprezentują one przeważająco tereny pozamiejskie, rolnicze lub z przestarzałym przemysłem (tzw. pas rdzy). Kulturowo są mocno tradycjonalistyczne. Nietrudno znaleźć analogię do tej sytuacji nad Wisłą. Ostatnie wybory prezydenckie pokazują podobną korelację PKB i zachowań wyborczych. Różnica liczby głosów pomiędzy Andrzejem Dudą a Rafałem Trzaskowskim wyniosła 2 proc. Duda zwyciężył głównie na terenach wiejskich i w małych miejscowościach. Trzaskowski wziął miasta i okolice. Mapa wyników wyborczych, podobnie jak w USA, pokrywa się z mapą regionalnego PKB. „Ziemie Trzaskowskiego” dają ponad 60 proc. PKB Polski, „ziemie Dudy” powyżej 30 proc.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Wydarzenia
Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę
Wydarzenia
Polscy eksporterzy podbijają kolejne rynki. Przedsiębiorco, skorzystaj ze wsparcia w ekspansji zagranicznej!
Materiał Promocyjny
Jakie możliwości rozwoju ma Twój biznes za granicą? Poznaj krajowe programy, które wspierają rodzime marki
Materiał Promocyjny
Dlaczego warto mieć AI w telewizorze
Wydarzenia
Żurek, bigos, gęś czy kaczka – w lokalach w całym kraju rusza Tydzień Kuchni Polskiej