Tomasz Krzyżak: Hierarcha na pierwszej linii

Cztery lata temu abp Jędraszewski „subtelnie” wspierał PiS w kampanii. Dziś sympatii już nie kryje.

Aktualizacja: 30.08.2019 06:16 Publikacja: 27.08.2019 18:18

Metropolita krakowski od kilku lat odwołuje się w homiliach do „czerwonej zarazy” z wiersza Józefa S

Metropolita krakowski od kilku lat odwołuje się w homiliach do „czerwonej zarazy” z wiersza Józefa Szczepańskiego

Foto: Rzeczpospolita/ Piotr Guzik

Polskie świątynie pełne są kapłanów, którzy na okrągło powtarzają te same homilie. W wielu przypadkach można założyć się o duże pieniądze, że mówca wykorzysta jeden ze swoich słynnych bon motów, posłuży się dobrze znanym przykładem, odwoła się do tego samego autora czy utworu literackiego. Zakłady można robić też w przypadku abp Marka Jędraszewskiego.

Znany schemat

Kilka dni po słynnym kazaniu metropolity krakowskiego na mszy z okazji rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego, w którym padły słowa o „tęczowej zarazie” sprawdziłem co hierarcha przy tej okazji mówił w latach poprzednich. Okazało się, że to samo... Nie słowo w słowo, ale wedle tego samego schematu, z tymi samymi przykładami oraz cytatami tych samych autorów.

Pobieżnej analizie poddałem pięć homilii z lat 2015-2019. Z jednym wyjątkiem, o którym za moment, wygląda tak jakby arcybiskup twórczo przerabiał ten sam utwór.

Przeczytaj też komentarz: Stoimy na krawędzi wojny religijnej

Każde kazanie to ok. 20-minutowe wystąpienie. Cztery, pięć to komentarz do czytań liturgicznych, pozostałe to refleksja na temat powstania.

Rozwinięcie mniej więcej w takim schemacie: zniewolona Polska między dwoma totalitaryzmami (ateistycznym na wschodzie i neopogańskim na zachodzie), Hitler ogarnięty żądzą podboju i niszczenia, ludzie pragnący wolności, wybuch powstania, optymizm i nadzieja, bo Warszawa i Polska będą za moment wolne, potem zmęczenie i zniechęcenie, nadzieja w „czerwonej zarazie” lecz Stalin chce, by miasto się wykrwawiło.

I zakończenie (dwie, trzy minuty), które za każdym razem sprowadza się do przesłania, że Polacy muszą być wierni wartościom, za które oddali życie walczący o Warszawę.

Wszystko okraszone tym samym autorem: Józefem „Ziutkiem” Szczepańskim i jego wierszami: „Dziś idę walczyć – Mamo”, „Pałacyk Michla”, „Czerwona zaraza”. Ten ostatni w 2015 i 2017 odczytany był w całości, a w 2018 i 2019 obszernie cytowany. Tylko w 2016 roku – gdy arcybiskup osnuł swoją homilię wokół postaci Krystyny Krahelskiej oraz ks. Tadeusza Buczyńskiego – o czerwonej zarazie z wiersza Szczepańskiego jedynie wspomniał.

Z utworów, które powstały w czasie poprzedzającym powstanie incydentalnie hierarcha wspomniał piosenkę „Warszawskie dzieci” z tekstem Stanisława R. Dobrowolskiego oraz „Hej chłopcy, bagnet na broń!” Krystyny Krahelskiej. A przecież piosenek, które powstały w ciągu 63 dni powstania napisano co najmniej dwadzieścia. Poetów, którzy zginęli wtedy w stolicy, a ich wiersze wprowadzono do programów nauczania w szkołach też jest wielu. Choćby Krzysztof Kamil Baczyński czy Tadeusz Gajcy.

Sztuka nie łatwa

Cóż w tym złego – zapyta ktoś mówiąc, że przecież wszyscy lubimy te piosenki, książki czy filmy, które już znamy. Inny dopowie, że biskup głosi taką liczbę kazań, że trudo się nie powtórzyć. W zasadzie nic się nie stało.

Budując homilię wedle tego samego schematu i wykorzystując te same przykłady i wiersze arcybiskup nie popełnia żadnego przestępstwa. Nie wykracza poza nauczanie Kościoła. Można uznać, że stosując tak liczne powtórzenia i identyczne narzędzia perswazji dąży do tego, by u słuchaczy utrwalił się konkretny przekaz. Ale kim w takim razie jest w oczach hierarchy odbiorca, któremu trzeba wciąż kłaść do głowy to samo? Bezładnym tłumem, czy wspólnotą, której serce – parafrazując papieża Franciszka – głoszący słowo rozpoznał i podejmuje z nią dialog?

Kaznodziejstwo jest sztuką szczególną, wypadkową bardzo wielu zdolności i różnorakiej wiedzy. Zdolności oraz wiedzy arcybiskupowi Jędraszewskiemu odmówić nie można – wszak ma tytuł profesora i przez wiele lat wykładał na uniwersytecie. Ale ambona, to nie sala wykładowa. Nie wystarczy przygotowanie skryptu wykładów i powtarzanie go kolejnym rocznikom z drobnymi korektami.

Kwestii głoszenia homilii papież Franciszek poświęcił w adhortacji „Evangelii gaudium” cały rozdział. Zapisał tam m.in.: „Przygotowanie przepowiadania słowa jest zadaniem tak ważnym, że należy poświęcić dłuższy czas na studium, modlitwę, refleksję i duszpasterską kreatywność”. Wydaje się, że tej ostatniej metropolicie krakowskiemu trzeba. Zwłaszcza, że zajmując się filozofią Emmanuela Levinasa słusznie dostrzegł, że była ona „filozofią w drodze”, jego myśl ewoluowała a język ulegał zmianie i stawał się bardziej subtelny.

Wejście w kampanię

Powtórzenia w homiliach, to jednak kłopot drugorzędny. Kwestia kaznodziejskiego warsztatu. Gorzej, że arcybiskup ustawił się w pierwszym szeregu hierarchów partyjnych. Kilka tygodni temu – zaraz po kazaniu z 1 sierpnia – pisałem na łamach „Rz”, że poruszając kwestię LGBT arcybiskup Jędraszewski w sposób mniej lub bardziej świadomy wszedł w kampanię wyborczą. Dziś nie mam wątpliwości, że było to działanie świadome.

Wniosek taki wyciągam z analizy tych samych homilii. W trzech wygłoszonych w latach 2016-2018, a więc wtedy gdy u władzy jest PiS, próżno szukać wątków odnoszących się do polityki, żadnego krytykowania polityków czy przyjętych przez nich rozwiązań. Zero nawiązań do chorych ideologii. Może z jednym wyjątkiem w 2018 roku, gdy hierarcha w jednym zdaniu stwierdził, że Europa jest w „sytuacji kryzysu własnej tożsamości”, odrzuca Chrystusa i lekceważąc chrześcijańskie korzenie wybiera pseudowolność i oddaje się „materialnym i hedonistycznym wartościom”. Nie ma tu jednak krytyki i politycznych nawiązań wprost. Nie da się tych homilii odczytać w takim kontekście.

Całkowicie odmienna jest homilia wygłoszona w katedrze łódzkiej z okazji 71. rocznicy powstania w roku 2015. Schyłek rządów Platformy Obywatelskiej. Było po wyborach prezydenckich, w przededniu kampanii parlamentarnej. PiS święciło już pierwsze triumfy. Andrzej Duda pokonał Bronisława Komorowskiego i za kilka dni miał zostać zaprzysiężony. Kończący kadencję parlament, w której większość miała PO, pracował na pełnych obrotach, a Komorowski podpisywał wszystko co wylądowało na jego biurku. Nie umknęło to ówczesnemu metropolicie łódzkiemu. Mówiąc o Powstaniu jako o wielkim zobowiązaniu moralnym, którego kolejne pokolenia muszą strzec stwierdził: „Patrząc na wydarzenia ostatnich tygodni i dni, z bólem trzeba nam niestety, stwierdzić, że pewne osoby, które z demokratycznego mandatu aktualnie sprawują władzę w naszym Kraju, tego moralnego zobowiązania albo nie dostrzegają, albo je w pełni świadomie lekceważą”.

Dostało się Komorowskiemu za to, że w lipcu pojechał do Niemiec na obchody Dnia Niemieckiego Ruchu Oporu, którego symbolem był organizator nieudanego zamachu na Hitlera płk. Klaus von Stauffenberg, i w wygłoszonym tam przemówieniu zamach na wodza III Rzeczy ustawił w jednym szeregu z Powstaniem Warszawskim. Dalej Komorowski oberwał za podpisanie konwencji antyprzemocowej, ustawy o in vitro oraz o uzgadnianiu płci.

Zaraza wciąż w grze

Krytyka być może uzasadniona, ale trudno nie odnieść wrażenia, że było to klasyczne kopanie leżącego i świadome wpisanie się w kampanię wyborczą. Hierarcha tłumaczył, że podpisane przez ustępujące prezydenta ustawy trzeba uznać „za poważny błąd antropologiczny, wynikający z odrzucenia klasycznej prawdy o człowieku na rzecz współczesnych, skrajnych, lewackich ideologii”. A w nawiązaniu do wiersza Józefa Szczepańskiego „Czerwona zaraza” grzmiał: „(...) musimy jednoznacznie stwierdzić: obecnie przychodzi do nas lewacka zaraza”.

Dziś po czterech latach – znów tuż przed wyborami do parlamentu – tamta zaraza zamieniła się w ustach hierarchy w „tęczową”. I naprawdę ciężko nie wpisywać tego w kontekst działań politycznych PiS, dla którego temat LGBT jest jednym z przewodnich w kampanii. Jeśli dodamy do tego fakt, że Jarosław Kaczyński dziękuje hierarsze za jego postawę i nazywanie rzeczy po imieniu, a sam zainteresowany w środku kampanii wyborczej – na łamach bliskiego obozowi władzy tygodnika „Sieci” – dziękuje prezesowi PiS za obronę instutycji małżenstwa i rodziny, obraz stanie się pełny. Wychodzi na to, że arcybiskup Jędraszewski jest pasterzem, ale tylko owiec pasących się po jednej stronie pastwiska.

Polskie świątynie pełne są kapłanów, którzy na okrągło powtarzają te same homilie. W wielu przypadkach można założyć się o duże pieniądze, że mówca wykorzysta jeden ze swoich słynnych bon motów, posłuży się dobrze znanym przykładem, odwoła się do tego samego autora czy utworu literackiego. Zakłady można robić też w przypadku abp Marka Jędraszewskiego.

Znany schemat

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Wydarzenia
Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę
Wydarzenia
Polscy eksporterzy podbijają kolejne rynki. Przedsiębiorco, skorzystaj ze wsparcia w ekspansji zagranicznej!
Materiał Promocyjny
Jakie możliwości rozwoju ma Twój biznes za granicą? Poznaj krajowe programy, które wspierają rodzime marki
Wydarzenia
Żurek, bigos, gęś czy kaczka – w lokalach w całym kraju rusza Tydzień Kuchni Polskiej