– Po północy do sali wszedł patrol policji. Bardzo delikatnie podnieśli kanapę, na której cały czas siedziała Lubow Sobol, i ostrożnie nieśli dwa piętra – na parter. Potem przecisnęli się przez bramki do wykrywania metalu i wystawili kanapę z nią na ulicę – opisywał dziennikarz rosyjskiej sekcji BBC najbardziej widowiskową przygodę prawniczki.
25 lipca odmówiła wyjścia z siedziby miejskiej komisji wyborczej, która nie chciała jej zarejestrować jako kandydatki w wyborach do rady miejskiej Moskwy. Sobol natychmiast oświadczyła, że zostaje w sali posiedzeń, dopóki nie przyjdzie tam szefowa Centralnej Komisji Wyborczej Ełła Pamfiłowa. – Ma 20 minut na piechotę, poczekam – odpowiadała urzędnikom, którzy coraz natarczywiej domagali się, by poszła sobie. W końcu po kilku godzinach wezwali policję.
Za pomocą smartfona, siedząc na kanapie, Sobol prowadziła transmisję na żywo na YouTubie z niesienia przez policjantów. W końcu roześmiała się i powiedziała: – Naprawdę nie wiem, jak to skomentować.
W 2011 roku z wyróżnieniem skończyła studia prawnicze na uniwersytecie moskiewskim i zaczęła się rozglądać za pracą w którejś z międzynarodowych firm konsultingowych. Wcześniej dostała propozycję z Centralnego Banku Rosji. Zamiast jednak do korporacji trafiła do biura mało jeszcze znanego opozycjonisty Aleksieja Nawalnego. – Nie boisz się pracować u mnie? – pytał prawniczkę.
Jeszcze na studiach jeździła z kolegami oglądać wybory do podmoskiewskich miejscowości. Tam po raz pierwszy zobaczyła, jak policja wyrzuca za drzwi niezależnych obserwatorów, a członkowie komisji wyborczych w tym czasie wrzucają do urn paczki kart do głosowania. W podstołecznych Chimkach odwiedzała schronisko dla zwierząt, gdzie w brudnych klatkach głodowały psy, bo „naczalstwo" ukradło pieniądze na ich karmę. Równie głodna była dwuosobowa obsługa schroniska, także okradana z pensji.