Juliusz Braun: Konsekwencje lex TVN będą ogromne

Apeluję do członków KRRiT: zakończcie tę kompromitująca nasz kraj sprawę.

Publikacja: 12.08.2021 21:00

Juliusz Braun: Konsekwencje lex TVN będą ogromne

Foto: shutterstock

„Reasumpcja” to słowo, które ostatnio powtarzane jest bez przerwy. Nie wchodząc w prawne szczegóły: to powtórzenie głosowania, jeśli jego wynik budzi uzasadnione wątpliwości. Maszyna źle podliczyła głosy, komuś zaciął się przycisk do głosowania. Ale od środy pojawił się nowy powód reasumpcji: decyzja marszałek Elżbiety Witek wskazuje, że głosowanie można powtórzyć, jeśli PiS nie uzyskał większości. Zyskuje się trochę czasu, by przekonać kilku posłów, aby zmienili zdanie. I wynik jest zgodny z zapotrzebowaniem.

To podejście całkowicie nowatorskie. Jednak nie jest to wcale śmieszne. To pierwszy krok na drodze do likwidacji formalnych zasad demokracji. Skoro można unieważnić głosowanie w Sejmie, dlaczego nie skorzystać z tej samej metody, gdyby wybory przebiegały nie po myśli obecnej władzy?

Ta reasumpcja przeprowadzona wedle klasycznej metody „bez żadnego trybu" była potrzebna, by doprowadzić do uchwalenia przez Sejm ustawy zwanej „lex TVN" lub – bardziej precyzyjnie – „lex anty-TVN". Nie ulega dziś żadnej wątpliwości, że intencją ustawodawcy jest w pierwszym etapie likwidacja niezależnej informacyjnej stacji telewizyjnej, w kolejnym wyeliminowanie z polskiego rynku całej grupy TVN. Potem będzie czas na dalsze „porządkowanie" rynku i uciszanie kolejnych wolnych głosów, które władzy się nie podobają. Jedna z posłanek PiS powiedziała kiedyś jasno, że są i polskie media, które powinny być „udomowione", bo nie reprezentują polskich interesów. A polskie interesy definiuje Prawo i Sprawiedliwość czy raczej jednoosobowo Jarosław Kaczyński.

Skutki ekonomiczne i polityczne

Awantura rozpoczęła się od sprawy odnowienia koncesji dla TVN 24. Decyzja – z prawnego punktu widzenia – wydawała się prosta i oczywista, jednak Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji od ponad 17 miesięcy decyzji wciąż nie podejmuje, choć obowiązująca koncesja wygasa za niewiele ponad miesiąc. Prawo nie daje podstaw, by odmówić – a PiS chce odmówić – więc postanowił zmienić prawo. Metoda też jest specyficzna, bo formalnie to nie rząd, ale grupa posłów zgłosiła projekt. To klasyczna droga na skróty pozwalająca pominąć konsultacje oraz uzgodnienia międzyresortowe.

Nie ma też w projekcie – choć być powinna – oceny skutków regulacji. A te są ogromne: począwszy do finansowych po polityczne. Wypowiadało się w tej sprawie wielu ekspertów, wskazując, że swoiste wywłaszczenie amerykańskich właścicieli może spowodować konieczność wypłaty odszkodowań liczonych w miliardach dolarów. Ale to nie poseł Marek Suski, który reprezentuje wnioskodawców, będzie te odszkodowania płacił. To z budżetu państwa, czyli z naszych podatków.

A skutki polityczne? Nie trzeba dużej wyobraźni, by przewidzieć konsekwencje dla relacji polsko-amerykańskich, skoro sekretarz stanu USA zabrał głos już kilka godzin po uchwaleniu ustawy przez Sejm. Poseł Suski nie widzi poważnych zagrożeń, najwyżej – jak powiedział – nie dostanie wizy na wyjazd do chrzestnej w Chicago. Ale dziwne, że zagrożeń nie zauważa też premier Mateusz Morawiecki.

Premier potępił jedynie zachowanie manifestantów przed Sejmem, myląc w oczywisty sposób skutek i przyczynę. Jeśli mówimy o skandalicznych zachowaniach, to pierwsze z serii było zachowanie marszałek Witek. Konsekwencje tego, co działo się w Sejmie, są znacznie poważniejsze, bo dotykają samej istoty funkcjonowania polskiej demokracji.

Uderzenie w świętości

Próby ratowania sytuacji przez poprawki zaproponowane przez przewodniczącego KRRiT nic praktycznie nie zmieniają. Czy Amerykanie będą mieli sześć czy siedem miesięcy na wyzbycie się większościowych udziałów w TVN, problem pozostaje ten sam. Prawo i Sprawiedliwość chce, by się z Polski szybko wynosili. Dlaczego? To jasne: silny niezależny nadawca to dla PiS największa przeszkoda na drodze do sukcesu w kolejnych wyborach. Więcej, istnienie takiej stacji to przeszkoda na drodze do budowy Polski, jaką wymarzył sobie Jarosław Kaczyński, której obraz pokazuje wyraźnie choćby minister Przemysław Czarnek.

Prawie 250 lat temu Thomas Jefferson, jeden z ojców założycieli Stanów Zjednoczonych, napisał: „Gdy jest wolna prasa i każdy człowiek może ją czytać, prawa są bezpieczne". Wolność prasy (dziś oczywiście wszystkich mediów) zapisana w I poprawce do konstytucji jest dla Amerykanów jedną ze świętości. Drugą jest wolność gospodarcza i – co ważne w przypadku sprawy TVN – ochrona amerykańskich inwestycji za granicą. PiS uderza jedną krótka ustawą w obie te świętości. Poseł Suski sądzi, że konsekwencją będą jedynie jego kłopoty z wyjazdem do Chicago. Nie. Na tym się nie skończy.

Wciąż mam nadzieję

Dla nas najważniejsze jest jednak istnienie niezależnych, wolnych mediów, swoboda działania polskich dziennikarzy. Tak się składa, że kotwicą niezależności mediów w Polsce jest silny kapitał zagraniczny odporny na naciski pisowskiego rządu. I dlatego wciąż mam nadzieję, że jak proces legislacyjny dotyczący „lex ant-TVN" niechlubnie się zaczął, tak niechlubnie się skończy. A do członków KRRiT kieruję apel: zakończcie tę kompromitująca nasz kraj sprawę, podejmując uchwałę o przedłużeniu koncesji dla TVN 24.

Na koniec jeszcze uwaga dotycząca sprawy drugorzędnej, ale pokazującej skutki niechlujstwa podczas prac legislacyjnych. Przyjęta przez Sejm poprawka posła Artura Dziambora, przywracająca Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji uprawnienia związane z powoływaniem zarządów mediów publicznych, nie likwiduje, co byłoby racjonalne, Rady Mediów Narodowych. Pozostawia jej prawo powoływania rad nadzorczych i rad programowych, wskazania Trybunału Konstytucyjnego nie są więc nadal wykonane. Dlaczego? Nie sposób zrozumieć. W dodatku – wbrew triumfalnym oświadczeniom posła Konfederacji – nowy (skądinąd wątpliwy konstytucyjnie) sposób powoływania członków KRRiT nie tylko nie gwarantuje odpolitycznienia tego gremium, ale faktycznie umożliwia, by obecny skład pełnił swe funkcje także po upływie kadencji tak długo, jak długo PiS będzie u władzy.

Autor od 2016 r. zasiada w Radzie Mediów Narodowych z rekomendacji PO, był m.in. prezesem TVP i przewodniczącym KRRiT.

„Reasumpcja” to słowo, które ostatnio powtarzane jest bez przerwy. Nie wchodząc w prawne szczegóły: to powtórzenie głosowania, jeśli jego wynik budzi uzasadnione wątpliwości. Maszyna źle podliczyła głosy, komuś zaciął się przycisk do głosowania. Ale od środy pojawił się nowy powód reasumpcji: decyzja marszałek Elżbiety Witek wskazuje, że głosowanie można powtórzyć, jeśli PiS nie uzyskał większości. Zyskuje się trochę czasu, by przekonać kilku posłów, aby zmienili zdanie. I wynik jest zgodny z zapotrzebowaniem.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Jakub Wojakowicz: Spotify chciał wykazać, jak dużo płaci polskim twórcom. Osiągnął efekt przeciwny
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Publicystyka
Tomasz Krzyżak: Potrzeba nieustannej debaty nad samorządem
Publicystyka
Piotr Solarz: Studia MBA potrzebują rewolucji
Publicystyka
Estera Flieger: Adam Leszczyński w Instytucie Dmowskiego. Czyli tak samo, tylko na odwrót
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Publicystyka
Maciej Strzembosz: Kto wygrał, kto przegrał wybory samorządowe