6 kwietnia na terenie parkingu dla przyczep kempingowych niedaleko Goodfield w stanie Illinois, ok. 240 km na południowy-zachód od Chicago, wybuchł pożar. Ogień zniszczył jeden z mobilnych domów. W pożarze zginęło pięć osób: troje dzieci w wieku do dwóch lat, 39-latni mężczyzna i 69-letnia kobieta.
Oskarżony o spowodowanie pożaru został dziewięcioletni chłopiec. Jak poinformowała agencja AP, dziewięciolatkowi przedstawiono zarzuty pięciokrotnego morderstwa pierwszego stopnia (z premedytacją) oraz trzy zarzuty podpalenia.
Prokurator hrabstwa Woodford, Greg Minger, odmówił ujawnienia szczegółów dotyczących podejrzanego, w tym jego ewentualnych związków z ofiarami. Zapewnił, że w toku śledztwa zebrał przekonujące dowody w sprawie pożaru. Koroner hrabstwa Woodford, Tim Ruestman, oświadczył, że ogień w budynku podłożono celowo.
- To była trudna decyzja - powiedział Minger. - To tragedia, stawianie bardzo młodej osobie zarzutów dotyczących jednego z najbardziej poważnych przestępstw. Ale sądzę, że trzeba to zrobić, dla zamknięcia sprawy - dodał.
- Wyzwaniem dla prokuratorów będzie udowodnienie, że dziecko przed dokonaniem czynu sformowało zamiar zabójstwa, co jest niezbędne w przypadku morderstwa pierwszego stopnia - skomentował Gus Kostopoulos, były prokurator, obecnie adwokat nieletnich z Chicago. Wyraził wątpliwość, by dziecko w wieku 9 lat było do takiego zachowania zdolne. - Dziewięciolatki nie wiedzą, że nie ma świętego Mikołaja. Nie wiedzą, że ludzie umierają i nie wracają do życia - dodał.