Obrońcy praw człowieka wyrazili szok i zaniepokojenie po tym, jak zamaskowani napastnicy w środę zaatakowali w Santiago osoby domagające się na demonstracji dostępu do bezpłatnej i legalnej aborcji. Trzy kobiety zostały ranne.
Jedna z kobiet została dźgnięta nożem w brzuch, dwóm innym napastnicy zadali rany w nogi. Obrażenia nie są jednak zagrażające życiu. Ranny w czasie środowego zdarzenia został także jeden z policjantów.
Nie aresztowano żadnych podejrzanych, ale uczestnicy marszu twierdzą, że odpowiedzialność ponoszą antyaborcyjni radykałowie.
Prawicowa organizacja "Społeczni Patrioci" przyznała, że manifestacji pro-choice towarzyszyła kontrmanifestacja przeciwników aborcji, ale zaprzeczyła zaangażowaniu w incydent, obwiniając za niego "anarchofeministki".
Jedna z rannych, 24-letnia studentka prawa, wydała oświadczenie w sprawie ataku. Zauważyła, że manifestacja była pokojowa a jej uczestnicy nie dokonywali żadnych wykroczeń. - To był akt terroru ze strony mniejszościowej grupy, która chce nas przestraszyć - stwierdziła.