Stare amerykańskie powiedzenie mówi, że „Nie ma takiego biznesu jak show-biznes". Jednak Donald Trump, mając wielu przeciwników wśród gwiazd, którzy popierają Joe Bidena, też jest gwiazdorem. Popularność zawdzięcza również prowadzeniu programu "The Apprentice" w telewizji NBC kilkanaście lat temu, a jego sceną – poza Białym Domem, jest Twitter.
Jednak również jego administracja zrobiła wiele, by zrazić artystów. Z Białego Domu wyciekły dokumenty opublikowane przez „The Washington Post" wskazujące, że gdy planowano medialną kampanię o budżecie 250 milionów dolarów ostrzegającą przed pandemią, już na etapie analiz wykluczono artystów, którzy mogli znaleźć posłuch u wyborców popierających demokratów. Na cenzurowanym znalazła się Billie Eilish, największa młoda gwiazda, która zdominowała ostatnią galę Grammy i zaśpiewa w nowym Bondzie.
Weryfikowano też, kto głosował na Baracka Obamę i odrzucono największą latynoską gwiazdę pop Jennifer Lopez, a także Justina Timberlake'a, Adama Levine'a (Maroon 5) i Christinę Aguilerę.
O preferencjach gwiazd świadczy nowy teledysk Ariany Grande (1993), która na Instagramie ma 205 mln obserwatorów, najwięcej pośród kobiet na świecie. Lepszy jest tylko piłkarz Cristiano Ronaldo. Tuż po po drugiej debacie Bidena i Trumpa, Grande opublikowała swój polityczny teledysk „Positions". Pokazuje się w roli gospodyni Białego Domu, odbiegającej od wizerunku Trumpa. Gotuje obiad, wyprowadza psy. W jej gabinecie jest miejsce dla młodych ludzi, reprezentujących różne rasy i płci.
Gdy piosenka zajęła pierwsze miejsce w notowaniu „Billboardu", poinformowała na Instagramie, że bardzo dziękuje za poparcie, a sama zagłosuje na Bidena. Kampania prezydencka sprowokowała do poparcia Bidena także inną megagwiazdę Taylor Swift, która unikała politycznych deklaracji od 2018 r.