To niejedyny sygnał, że Trump chce omówić z polskimi przywódcami szereg kluczowych zagadnień, w tym odpowiedź na rozmieszczenie przez Rosję rakiet atomowych średniego zasięgu, wojnę handlową z Chinami, skutki brexitu czy powstrzymanie atomowych ambicji Iranu. Innym jest bardzo silny skład delegacji, która będzie mu towarzyszyć w Polsce – z doradcą ds. bezpieczeństwa narodowego Johnem Boltonem, sekretarzem stanu Mikiem Pompeo, sekretarzem ds. obrony Markiem Esperem i sekretarzem ds. energii Rickiem Perrym na czele. Łącznie zza oceanu przyleci paroma samolotami tysiąc osób. – To taki współczesny zjazd gnieźnieński – śmieje się amerykański dyplomata.
Bo też Trump w coraz większym stopniu widzi w Polsce centrum szeroko pojętej Europy Środkowo-Wschodniej. Dlatego spotka się tu z prezydentami krajów bałtyckich oraz nowym przywódcą Ukrainy. Dzień później ogłosi zaś lokalizację nowych amerykańskich baz wojskowych. Najpewniej wymieni mający gościć brygadę poligon w Nowej Dębie na Podkarpaciu: sygnał coraz większego zainteresowania USA Ukrainą.
Polska zyskuje na znaczeniu dla Amerykanów, bo jak mało który kraj NATO poważnie traktuje wydatki na obronę. Jednocześnie polska dyplomacja przywiązuje szczególną wagę do więzi transatlantyckich, podczas gdy w Niemczech i Francji na fali są przeciwnicy Ameryki. Dodatkowo z powodu brexitu Biały Dom szuka nowego, wpływowego państwa, które broniłoby amerykańskich interesów wewnątrz Unii. A dobra kondycja naszej gospodarki pozwala Amerykanom na robienie coraz lepszych interesów w Polsce, np. w energetyce.
Świadomość rosnącego statusu Polski przebija się jednak powoli do naszej opinii publicznej: tylko 28,7 proc. z nas widzi w przyjeździe Trumpa bardzo ważną wizytę, a 16,6 proc. wierzy, że dzięki temu wzrośnie prestiż naszego kraju na świecie.