Decyzję o opuszczeniu Syrii przez żołnierzy USA podjął, wbrew swoim doradcom, tuż przed świętami Bożego Narodzenia prezydent Donald Trump, kilka dni po telefonicznej rozmowie z prezydentem Turcji Recepem Tayyipem Erdoganem. Dzień po tej decyzji do dymisji podał się sekretarz obrony Jim Mattis.
Amerykanie wspierali w Syrii przede wszystkim SDF - Syryjskie Siły Demokratyczne, złożone przede wszystkich z kurdyjskich bojowników tworzących tzw. Powszechne Jednostki Ochrony (YPG). Kurdowie odegrali kluczową rolę w wyzwoleniu północnej Syrii spod władzy samozwańczego kalifatu stworzonego przez dżihadystów z Daesh - m.in. zdobywając nieformalną stolicę kalifatu, Ar-Rakkę.
Turcy uważają jednak YPG za przedłużenie zdelegalizowanej w Turcji, separatystycznej Partii Pracujących Kurdystanu (PKK) i zapowiadają przeprowadzenie ofensywy przeciw Kurdom w najbliższym czasie. Byłaby to trzecia taka ofensywa sił tureckich w Syrii.
Ankara w ostatnich dniach wielokrotnie podkreślała, że nie prowadzi walki z Kurdami, lecz jedynie zwalcza groźnych dla bezpieczeństwa Turcji terrorystów.
W ubiegłym tygodniu Erdogan odmówił spotkania z doradcą prezydenta USA ds. bezpieczeństwa Johnem Boltonem, który przybył do Turcji w celu uzyskania gwarancji bezpieczeństwa dla kurdyjskich bojowników w Syrii. W parlamencie Erdogan zapowiedział, że Turcja nie pójdzie na żadne ustępstwa jeśli chodzi o walkę z terrorystami.