„Rzeczpospolita" dotarła do opracowanych przez Ministerstwo Rozwoju projektów ustaw przewidujących likwidację OFE i powołanie nowych pracowniczych planów kapitałowych, które mają budować dodatkowy kapitał emerytalny Polaków. Z projektów wynika, że cała koncepcja uległa znaczącej modyfikacji.

Według nowych założeń wszystkie osoby płacące składki do ZUS, czyli łącznie prawie 17 mln pracowników, samozatrudnionych i zleceniobiorców, będą co roku zapisywane do PPK. A to oznacza konieczność zapłacenia co najmniej jednej składki do dobrowolnego z założenia systemu. Po miesiącu będzie możliwa rezygnacja z PPK, ale osoby, które to zrobią, i tak po roku zostaną zapisane do systemu na nowo.

Rząd chce także zminimalizować dopłaty z publicznych pieniędzy, które pierwotnie miały stanowić zachętę do oszczędzania. Przed rokiem wicepremier Mateusz Morawiecki ogłosił, że pracownik będzie mógł wpłacić do PPK 2 proc. pensji, wtedy pracodawca miałby obowiązek dopłacić kolejne 2 proc., z czego 0,5 proc. państwo miało zwrócić firmie jako ulgę we wpłatach na Fundusz Pracy. W przypadku osoby z przeciętnymi zarobkami 4 tys. zł brutto część finansowana przez państwo wynosiłaby 20 zł miesięcznie. Po zmianach firma ma dopłacić do PPK 1,5 proc. pensji pracownika, a 0,5-proc. udział państwa w składce zastąpi dopłata roczna do PPK w wysokości 120 zł albo 200 zł, czyli 10–16 zł miesięcznie. Będzie to więc nawet dwa razy mniej, niż pierwotnie obiecywał Morawiecki.

Zmieniły się też zapisy o dodatkowej dobrowolnej składce, jaką będzie można dołożyć do składki podstawowej. Pracownik nadal będzie mógł zdecydować się na powiększenie wpłaty o kolejne 2 proc. wynagrodzenia. Znacznie wzrosła jednak składka, jaką za namową pracowników będzie mogła dołożyć firma. Rok temu był to 1 proc., teraz to już 2,5 proc. pensji. Łączna suma składek, jakie będą mogły napłynąć do PPK, wzrośnie więc z 6,5 proc. do 8 proc. zarobków.

Według ogłoszonych wcześniej założeń Ministerstwa Rozwoju 75 proc. zebranych dotychczas w OFE pieniędzy, czyli około 120 mld zł, ma trafić na indywidualne konta zabezpieczenia emerytalnego. Jak wynika z dokumentów, do których dotarła „Rz", przez dwa lata tych pieniędzy nie będzie można jednak ruszyć. W ciągu kolejnych pięciu lat byli członkowie OFE będą odzyskiwali kontrolę nad 20 proc. zebranych środków rocznie. Pozostałe 25 proc. środków OFE, czyli ponad 40 mld zł, ma trafić do Polskiego Funduszu Rozwoju.