Syn Banasia społecznym doradcą prezesa NIK

Nepotyzm, naruszanie tajemnicy kontrolerskiej, niejasne wynagradzanie – Izba utajnia listę społecznych doradców prezesa. Jednym z nich jest jego syn.

Aktualizacja: 30.07.2020 20:27 Publikacja: 30.07.2020 19:15

Syn Banasia społecznym doradcą prezesa NIK

Foto: Rzeczpospolita, Jerzy Dudek

„Rzeczpospolita" dziesięć dni temu zapytała biuro prasowe NIK o to, jaką rolę w pracy Izby odgrywa syn prezesa Mariana Banasia – Jakub Banaś. Czy prawdą jest, że jest on społecznym asystentem, że ma stałą przepustkę do NIK, że wprowadza do budynku „ludzi z ulicy" i korzysta ze służbowego mieszkania prezesa w siedzibie Izby? Odpowiedziano nam, że „Szeroki zakres poruszonych przez Panie tematów wymaga od nas sprawdzenia wielu szczegółów. Odpowiedź prześlemy niezwłocznie po zebraniu wszystkich niezbędnych danych i informacji". Po kilku dniach odpisano nam, że Izba „nie komentuje spraw i doniesień medialnych związanych z pracownikami NIK i osobami prywatnymi".

Tajni doradcy

28 maja prezes Banaś wydał zarządzenie o powołaniu zespołu swoich społecznych doradców ze wskazaniem ich kompetencji – to twór, którego nie przewiduje ustawa o NIK, takich doradców nie mieli jego poprzednicy. Zarządzenie ma wadę prawną – nie wymienia składu zespołu, a statut NIK mówi wyraźnie: „prezes może powoływać zespoły pomocnicze, określając ich nazwy, skład osobowy oraz zakres i tryb działania".

Kim są społeczni doradcy i ilu ich jest – nie wiadomo. Jakub Banaś potwierdził portalowi OKO.Press, że jest społecznym asystentem swojego ojca-prezesa. Pytany 10 dni temu przez „Rz odpisał: „Byłem, jestem i chcę pozostać osobą prywatną. W związku z tym nie udzielam informacji mediom".

Sprawa transparentności tego tajnego gremium jest istotna, bo zgodnie z §2 zarządzenia do kompetencji zespołu należy m.in. „ocena realizacji zadań statutowych NIK". I tu pojawia się lista pytań. Czy prywatne osoby – za taką uważa się syn prezesa – mogą sprawdzać, czy Izba wywiązuje się ze „statutowych obowiązków"? Ponadto do takiej oceny niezbędny jest nieograniczony dostęp do dokumentów o byłych, bieżących i planowanych kontrolach, bo te są podstawowym statutowym zadaniem NIK.

– To jest dostęp do wszystkich dokumentów zgromadzonych w aktach kontroli, które objęte są tajemnicą kontrolerską i często są tajemnicami ustawowo chronionymi, np. dotyczącymi przedsiębiorstw, nie mówiąc o tym, że mogą zawierać dane wrażliwe – wyjaśnia wieloletni pracownik NIK.

Inna wątpliwość: §5 zobowiązuje dyrektorów w NIK do udzielania społecznym doradcom „wszelkich informacji oraz przekazywania dokumentów". Jeśli w zespole są osoby spoza Izby, to na jakiej podstawie mają otrzymywać informacje do ocen? – Wynikająca z zarządzenia koncepcja pracy społecznych doradców niebędących pracownikami NIK narusza zobowiązania do przestrzegania tajemnicy kontrolerskiej – twierdzą nasi rozmówcy z Izby. Każdy pracownik musi ją zachować nawet po odejściu z NIK. Społeczni doradcy nie są do tego zobowiązani. – Przekazywanie im materiałów narusza ustawę – dodają.

Noclegi na koszt NIK

O tym, że członkowie zespołu nie muszą być pracownikami NIK, świadczy to, że mają doradzać nieodpłatnie, a przysługują im „diety, zwrot kosztów przejazdu i noclegu" (§7 zarządzenia). Ile z tego tytułu NIK wypłaciła synowi Banasia – o tym też milczy.

Prezes NIK podlega kontroli Sejmu, ale dziś jest ona iluzoryczna. – Decyzję o powołaniu posiedzeń komisji sejmowych podejmuje marszałek Sejmu i bez wyjaśnień je odwołuje – mówi poseł Jan Łopata z Koalicji Polskiej. Ściągnięcie do NIK syna prezesa nazywa „bezczelnością". – Kariera Zyty Gilowskiej poległa, kiedy wyszło, że dyrektorem jej biura poselskiego była synowa, a została nim, gdy nawet nie znała przyszłego męża. To dawne standardy, dziś określa je PiS – dodaje.

Ukrócić „folwark"

– Czy chodzi o zakamuflowanie wynagrodzenia dla syna w formie diet, czy też o inne interesy? – pyta Wojciech Saługa, poseł KO i wiceszef komisji ds. kontroli państwowej. – PiS nie pali się do ukrócenia „folwarku" – ocenia.

– To nepotyzm. Instytucję o fundamentalnym znaczeniu dla państwa prezes traktuje, jakby była jego prywatną firmą. To absurd, by syn oceniał działanie instytucji, której prezesem jest jego ojciec – mówi prof. Antoni Kamiński z PAN. Uważa, że opozycja chce „grillować" PiS przy pomocy Banasia, a tu chodzi o strategiczny interes państwa. – Powinna być ponadpartyjna zgoda, że coś z tym fantem należy zrobić – mówi profesor.

„Rzeczpospolita" dziesięć dni temu zapytała biuro prasowe NIK o to, jaką rolę w pracy Izby odgrywa syn prezesa Mariana Banasia – Jakub Banaś. Czy prawdą jest, że jest on społecznym asystentem, że ma stałą przepustkę do NIK, że wprowadza do budynku „ludzi z ulicy" i korzysta ze służbowego mieszkania prezesa w siedzibie Izby? Odpowiedziano nam, że „Szeroki zakres poruszonych przez Panie tematów wymaga od nas sprawdzenia wielu szczegółów. Odpowiedź prześlemy niezwłocznie po zebraniu wszystkich niezbędnych danych i informacji". Po kilku dniach odpisano nam, że Izba „nie komentuje spraw i doniesień medialnych związanych z pracownikami NIK i osobami prywatnymi".

Pozostało 85% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Lewicowa rozgrywka o mieszkania. Partia chce miejsca w Ministerstwie Rozwoju
Polityka
Jakub Wygnański: Polityka parlamentarna domaga się obywatelskiego „dotlenienia”
Polityka
USA krytycznie o prawach człowieka w Polsce. Departament Stanu przygotował raport
Polityka
Wybory do PE. Kosiniak-Kamysz wyjaśnia, co zachęci wyborców do wędrówki do urn
Polityka
Z rządu do Brukseli. Ministrowie zamienią Sejm na Parlament Europejski