Nie ma szans na zakończenie w upływającym 30 czerwca terminie wiedeńskich negocjacji w sprawie programu atomowego Iranu. Ich przedmiotem jest konkretyzacja ramowego porozumienia wynegocjowanego z początkiem kwietnia w Lozannie.
Jego postanowienia sprowadzają się do propozycji: rezygnacja z broni jądrowej w zamian za stopniowe znoszenie sankcji wobec Iranu nałożonych przez ONZ, USA i UE za realizację programu atomowego poza kontrolą Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej (MAEA). Teheran wyraził wstępną zgodę na takie rozwiązanie. Ostateczne porozumienie zakończyć ma 12-letni konflikt Iranu z państwami zachodnimi zaniepokojonymi jego programem nuklearnym.
– Brak porozumienia jest lepszy niż złe porozumienie – skomentował brak postępu w negocjacjach Philip Hammond, szef brytyjskiej dyplomacji. Użył dokładnie tego samego sformułowania, którym posługuje się prezydent Barack Obama. To on będzie ostatnią instancją aprobującą treść negocjowanego porozumienia. Wydaje się, że nastawiona negatywnie do negocjacji z Iranem większość w Kongresie odrzuci porozumienie. Obama zamierza jednak zgłosić swoje weto, co umożliwiłoby jego realizację. Pod warunkiem jednak, że Kongres nie uchyli większością dwu trzecich prezydenckiego weta. Obama chce więc porozumienia, z którym mógłby wygrać batalię z Kongresem.
Jak wyjaśniła Federica Mogherini, patronująca w imieniu UE negocjacjom w Wiedniu, chodzi obecnie o przedłużenie rozmów o kilka dni.
– Wszystko wskazuje na to, że wcześniej czy później zakończą się one sukcesem. Z jednej strony jest to jeden z kluczowych projektów prezydenta Obamy, z drugiej stanowi ogromną szansę dla Iranu, którego gospodarka nie nabierze rozmachu, dopóki trwać będą sankcje – tłumaczy „Rz" Lina Khatib, szefowa bejruckiej sekcji European Council on Foreign Policy. Przypomina, że Izrael jest obecnie jedynym liczącym się na Bliskim Wschodzie przeciwnikiem porozumienia z Iranem negocjowanego przez USA, Wielką Brytanię, Francję, Niemcy, Chiny i Rosję.