– Nie mam wątpliwości, że to element politycznej nagonki – mówił Donald Tusk mediom, zanim wszedł do prokuratury. W środę do godzin wieczornych zeznawał najważniejszy świadek w śledztwie przeciwko byłym szefom Służby Kontrwywiadu Wojskowego, którym prokuratura zarzuca nieformalne podjęcie współpracy z Federalną Służbą Bezpieczeństwa Rosji.
Śledztwo z doniesienia obecnego szefa SKW Piotra Bączka prowadzi wydział wojskowy Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Zarzuty przekroczenia uprawnień postawiono trzem osobom z kierownictwa SKW: Januszowi Noskowi, Piotrowi Pytlowi oraz Krzysztofowi B., byłemu dyrektorowi szefa gabinetu SKW.
Ich treść jest niejawna, wiadomo tylko, że dotyczą one podjęcia współpracy z rosyjskim FSB bez wymaganej prawem zgody premiera i akceptacji szefa MON. Takie wymogi stawia ustawa o służbach kontrwywiadu i wywiadu wojskowego.
– To precedensowa sprawa, która na nowo określi standardy kontaktów między służbami obcych państw – mówi „Rzeczpospolitej" Tomasz Siemoniak, były wicepremier i minister obrony narodowej w rządzie PO-PSL. On sam jako świadek był już przesłuchiwany w tej sprawie pięć godzin. – Prokurator zapisuje zeznania ręcznie, bo sprawa ma tryb ściśle tajny. Trzeba zapoznawać się z wieloma dokumentami. To trwa – mówi Siemoniak.
Współpraca SKW z rosyjską służbą miała trwać w latach 2010–2013, a jej celem miało być zapewnienie bezpieczeństwa wycofywanym z Afganistanu polskim żołnierzom, jako wojskom NATO, a kontakty z FSB (następcą KGB) polskie SKW podjęło po katastrofie smoleńskiej i o to stawia się ich byłym szefom zarzuty.