Brygadier Zaw Min Tun (formalnie będący rzecznikiem powołanej przez wojsko Rady Zarządzania Państwem) poinformował, że Aung San Suu Kyi zostały postawione zarzuty o łamanie przepisów antyepidemiologicznych. Grozi za to do trzech lat więzienia, ale zgodnie z nowymi prawami wprowadzonymi przez generałów może być bezterminowo przetrzymywana w areszcie w oczekiwaniu na proces.
Tuż po zamachu armia oskarżyła ją o nielegalne posiadanie „zagranicznego walkie-talkie", ale nawet w Birmie uznano taki zarzut za niepoważny. Poprzednio birmańska przywódczyni spędziła 15 lat w areszcie domowym, nim wojskowi zdecydowali się ustąpić. Obecnie obrazili się z powodu wyniku listopadowych wyborów parlamentarnych, w których popierana przez nich partia dostała tylko 5 proc. głosów, a partia noblistki – 83 proc. Oskarżyli cywilne władze o sfałszowanie wyników i dokonali zamachu stanu, mimo że obowiązująca konstytucja gwarantuje im jedną czwartą miejsc w parlamencie (wyborom podlega tylko pozostałe trzy czwarte).