Ta demonstracja to strzał ostrzegawczy ze strony ludu. Pokazuje, że ludzie się budzą, są gotowi bronić Ameryki, bez względu na to, czego chce głębokie państwo (tajne działania władzy służące do realizacji jej ukrytych celów – red.) czy inne marionetki nowego światowego porządku. To trzecia wojna światowa – zapewniał reporterkę „Sunday Timesa" Jay Perez, jeden z uczestników styczniowego szturmu na Kapitol.
Inni indagowani demonstranci też nie mieli wątpliwości: to zaledwie pomruk przed trzęsieniem ziemi. Można by na to machnąć ręką, jak na wiele haseł i pogróżek wypowiadanych podczas milionów mniejszych i większych akcji protestacyjnych na całym świecie, gdyby nie fakt, że w tym przypadku również eksperci przestrzegają przed nowym zagrożeniem. „Atak na Kapitol opóźnił głosowanie nad zatwierdzeniem prezydenta-elekta, choć dokończono je kilka godzin później. Ale ta inwazja sygnalizuje też, że wielu zwolenników nostalgicznej wizji przeszłości Ameryki nie jest gotowa pogodzić się z powołaniem administracji Bidena" – twierdzi w swojej analizie wydarzeń opublikowanej w „Scientific American" Amy Cooter, badaczka amerykańskich zbrojnych milicji z Vanderbilt University.