Rosja-Białoruś: Putin ujarzmia Łukaszenkę

Wspólna waluta, granica, państwo? Przyszłość białorusko-rosyjskich relacji ma zostać określona jeszcze w tym roku.

Aktualizacja: 27.12.2018 21:40 Publikacja: 26.12.2018 17:39

Aleksander Łukaszenko i Władimir Putin. Kreml, 25 grudnia. Co się kryje za tymi uśmiechami?

Aleksander Łukaszenko i Władimir Putin. Kreml, 25 grudnia. Co się kryje za tymi uśmiechami?

Foto: AFP

Wszystko miało się wyjaśnić 25 grudnia podczas wizyty Aleksandra Łukaszenki w Moskwie. Zabrał ze sobą członków rządu i udał się na Kreml. Tam czekał na niego Władimir Putin w towarzystwie najważniejszych rosyjskich ministrów. Po spotkaniu w szerokim gronie prezydent Rosji zaprosił Łukaszenkę na „przednoworoczny obiad".

Za zamkniętymi drzwiami rozmawiali przez prawie cztery godziny. Nie potrzebują tłumaczy, więc prawdopodobnie spotkanie to odbywało się w cztery oczy. Po jego zakończeniu nie rozmawiali z prasą, nie było też żadnych oświadczeń. Jedynie rosyjski minister finansów Anton Siluanow rzucił, że zostanie powołana międzyrządowa grupa robocza, która „zajmie się przygotowaniem dalszej integracji". Białoruska strona poinformowała z kolei, że jeszcze w tym roku odbędzie się drugie spotkanie prezydentów. Niewykluczone, że będzie to pierwszy krok do wchłonięcia Białorusi przez Rosję.

Drogą Krymu

W innej sali na spotkanie z rosyjskim prezydentem czekali posłowie i senatorowie. Napięcie rosło, gdyż wszystko się wydłużało, Putin jak zawsze się spóźniał. Winą oczywiście został obarczony przywódca Białorusi.

– Może naród chce ponownie się zjednoczyć, jak mieszkańcy Krymu? Trzeba zapytać Białorusinów. To sprawa, którą trzeba załatwić – mówił w oczekiwaniu na rosyjskiego prezydenta deputowany Dumy Michaił Diegtiariow cytowany przez rosyjską stację Dożd. Należy do Liberalno-Demokratycznej Partii Rosji, na czele której stoi nacjonalista Władimir Żyrinowski. Niedawno Żyrinowski stwierdził, że gdyby na Białorusi przeprowadzić referendum, „większość mieszkańców kraju opowiedziałaby się za zjednoczeniem z Rosją".

Atmosferę, która panowała na Kremlu podczas spotkania Łukaszenki z Putinem, opisał korespondent wpływowego rosyjskiego dziennika „Kommiersant". „W dzień spotkania nad ranem dziennikarze w kremlowskim centrum prasowym z pewnością mówili o tym, że pochłonięcie Białorusi przez Rosję zapewne się odbędzie. Wszystko dlatego, by Władimir Putin mógł załatwić tak zwany »problem 2024«" – czytamy w artykule.

Od miesięcy w rosyjskich media spekuluje się o przyszłości politycznej Władimira Putina, którego ostatnia kadencja upływa w 2024 roku. Według konstytucji nie może już więcej kandydować. Sytuację uratować miałaby inkorporacja Białorusi, dzięki czemu Putin mógłby stanąć na czele Państwa Związkowego Białorusi i Rosji.

Miliardy czy niepodległość

Władze w Mińsku oszacowały, że jeżeli nie uda się przekonać Moskwy, już w przyszłym roku białoruski budżet straci 300 mln dolarów. W ciągu najbliższych sześciu lat straty Białorusi wyniosą 8–12 mld dolarów. Wszystko przez wprowadzany w ubiegłym roku w Rosji tzw. manewr podatkowy dla branży naftowej. Oznacza to wzrost ceny ropy dla Białorusi, który boleśnie odbije się na białoruskich rafineriach, a w konsekwencji spowoduje wzrost cen paliw. Mińsk prowadzi też negocjacje w sprawie ceny na gaz, za który Białoruś płaci obecnie Rosji 127 dolarów za metr sześcienny. Na początku grudnia Łukaszenko podczas szczytu Unii Eurazjatyckiej w Petersburgu chciał, by Putin wytłumaczył mu, dlaczego Białoruś nie może kupować gazu w cenie, która obowiązuje w Smoleńsku (około 70 dolarów za m sześc.). Odpowiedź z Kremla przywiózł premier Rosji Dmitrij Miedwiediew, który niedawno odwiedzał Brześć. Mówił tam o „głębszej integracji" w ramach utworzonego w 1999 roku Państwa Związkowego Białorusi i Rosji i zaproponował m.in. wspólną walutę oraz sąd.

Tuż przed wizytą Łukaszenki w Moskwie Siluanow też mówił o potrzebie wprowadzenia wspólnej waluty oraz o wpuszczeniu rosyjskiej straży granicznej i służby celnej na zachodnie granice Białorusi. Mówił o „utracie zaufania do Mińska" i przypomniał m.in. trwający od kilku lat masowy reeksport „zakazanych towarów" z Europy przez Białoruś do Rosji.

– Białoruś chce, by białoruskie przedsiębiorstwa funkcjonowały na rosyjskim rynku tak samo jak rosyjskie. W Mińsku chcą kupować od nas surowce po wewnętrznych rosyjskich cenach. Rosja w zamian chce co najmniej wprowadzenia wspólnej waluty, czyli rosyjskiego rubla. Mówi się też o prywatyzacji dużych przedsiębiorstw państwowych na Białorusi. Oczywiste jest to, że Białoruś w tym przypadku traci część suwerenności – mówi „Rzeczpospolitej" rosyjski politolog Siergiej Markow blisko związany z Kremlem.

– Łukaszenko może manewrować, ale nie jest w stanie odwrócić się od Rosji o 180 stopni. Są w jego otoczeniu ludzie, którzy pchają go na Zachód. On jednak dobrze wie, że bez rosyjskiej tarczy atomowej Zachód obali go bardzo szybko – dodaje.

Wspólne symbole

Kilka dni temu w Mińsku i Moskwie zakończył się trwający od maja konkurs, w trakcie którego został wybrany hymn Państwa Związkowego Białorusi i Rosji (PZBiR). Konkurs przeprowadzała Rada Społeczna PZBiR, która obiecała przedstawienie w najbliższym czasie wspólnej flagi i godła. To jednak nie oznacza jeszcze zmiany flagi na Kremlu czy na rezydencji Łukaszenki w Mińsku. Białoruscy dziennikarze nie mają jednak wątpliwości, że w głowach rządzących krajem już powinna się zapalić czerwona lampka.

– Powinniśmy całkowicie zmienić naszą dotychczasową orientację i wyciągnąć wnioski z relacji z Moskwą. Nie można dalej polegać wyłącznie na Rosji, która nie rezygnuje ze swojej agresywnej i imperialnej polityki – mówi „Rzeczpospolitej" Iosif Siaredzicz, redaktor naczelny niezależnej białoruskiej gazety „Narodnaja Wola".

– Jeżeli w Witebsku czy Mohylewie pojawią się „zielone ludziki", odpowiedź białoruskich władz i społeczeństwa będzie bardzo stanowcza – twierdzi.

Wszystko miało się wyjaśnić 25 grudnia podczas wizyty Aleksandra Łukaszenki w Moskwie. Zabrał ze sobą członków rządu i udał się na Kreml. Tam czekał na niego Władimir Putin w towarzystwie najważniejszych rosyjskich ministrów. Po spotkaniu w szerokim gronie prezydent Rosji zaprosił Łukaszenkę na „przednoworoczny obiad".

Za zamkniętymi drzwiami rozmawiali przez prawie cztery godziny. Nie potrzebują tłumaczy, więc prawdopodobnie spotkanie to odbywało się w cztery oczy. Po jego zakończeniu nie rozmawiali z prasą, nie było też żadnych oświadczeń. Jedynie rosyjski minister finansów Anton Siluanow rzucił, że zostanie powołana międzyrządowa grupa robocza, która „zajmie się przygotowaniem dalszej integracji". Białoruska strona poinformowała z kolei, że jeszcze w tym roku odbędzie się drugie spotkanie prezydentów. Niewykluczone, że będzie to pierwszy krok do wchłonięcia Białorusi przez Rosję.

Pozostało 84% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Polityka
USA: Nieudane poszukiwania trzeciego kandydata na prezydenta
Polityka
Nie żyje pierwszy Żyd, który był kandydatem na wiceprezydenta USA
Polityka
Nowy sondaż z USA: Joe Biden wygrywa z Donaldem Trumpem. Jest jedno "ale"
Polityka
Afera na Węgrzech. W Budapeszcie protest przeciwko Viktorowi Orbánowi. "Zrezygnuj"
Polityka
Donald Trump reklamuje Biblię. Sprzedawaną za 59,99 dolarów