Nieznajomość prawa szkodzi, a prawa podatkowego może bardzo słono kosztować. Potwierdza to przypadek, którym ostatnio zajął się Naczelny Sąd Administracyjny.
Sprawa miała związek z tragicznym zdarzeniem. Podatnik uległ poważnemu wypadkowi w pracy. Wymagał kosztownego leczenia i rehabilitacji.
Spółka – jego pracodawca – nawet nie próbowała uniknąć odpowiedzialności. W maju 2014 r. zawarła z nim ugodę w celu uregulowania wszelkich zobowiązań będących skutkiem wypadku, zarówno obecnych, jak i mogących powstać w przyszłości. Ugoda objęła zadośćuczynienie za krzywdę, odszkodowanie za koszty wynikające z uszkodzenia ciała i rozstroju zdrowia i ewentualne przyszłe szkody oraz skapitalizowaną rentę z tytułu utraty zdolności do pracy.
Kwota, którą zgodził się wypłacić pracodawca, okazała się jak na polskie warunki niebagatelna, bo w sumie wyniosła 1 mln zł. Łyżką dziegciu okazało się jednak to, że dokonując wypłaty świadczenia wynikającego z ugody, potrąciła aż 180 tys. zł podatku dochodowego od osób fizycznych.
Poszkodowany uważał, że fiskus nie powinien dostawać podatku, więc wystąpił o stwierdzenie nadpłaty i jej zwrot. Urzędnicy oddali 90 tys. zł PIT potrąconego od skapitalizowanej renty, uznając, że korzystała ze zwolnienia. Reszty podatku oddać nie zamierzali. Twierdzili, że pieniądze z ugody to przychód ze stosunku pracy. Potem zasłonili się jeszcze tym, że odszkodowania i zadośćuczynienia, które wynikają z umowy czy ugody innej niż sądowa, nie korzystają ze zwolnienia z PIT.