Jest przełom w sprawie opodatkowania PIT sprzedaży nieruchomości przez zwykłych właścicieli. Do tej pory wystarczyło, że przysłowiowy Kowalski sfinalizował trzy–cztery transakcje zbycia działek, żeby fiskus uznał go za przedsiębiorcę.
Precedens
Po środowym orzeczeniu Naczelnego Sądu Administracyjnego nie będzie to takie proste. To nadzieja dla setek tysięcy właścicieli, którzy gospodarując swoim majątkiem prywatnym, wpadali w podatkową pułapkę. Kwestia kwalifikacji odpłatnego zbycia nieruchomości prywatnych w PIT od dawna wywołuje kontrowersje. Wystarczało kilka transakcji, żeby fiskus uznał, że zyski z nich są opodatkowane jak przychód z firmy, a sprzedawca – formalnie niezarejestrowany – jest przedsiębiorcą.
Tak stało się w spornej sprawie. Małżonkowie z dwoma innymi małżeństwami nabyli nieruchomość, która została podzielona na 17 działek. Kiedy sprzedali 14 z nich, fiskus uznał, że częstotliwość oraz charakter czynności odpowiadają cechom działalności gospodarczej. I zażądał ponad 250 tys. zł PIT.
Małżonkowie nie zgadzali się z taką kwalifikacją. Ich zdaniem sprzedaż działek powinna być traktowana jako wyprzedawanie majątku osobistego, czyli przychód z odpłatnego zbycia nieruchomości z art. 10 ust. 1 pkt 8 ustawy o PIT. Zgodnie z nim odpłatne zbycie tzw. nieruchomości prywatnych co do zasady jest zagrożone PIT tylko przed upływem pięciu lat, licząc od końca roku nabycia.
Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie potwierdził stanowisko fiskusa. Rację skarżącym przyznał dopiero NSA. Zauważył, że na gruncie PIT nie ma jasnych kryteriów, które pozwalają na ustalenie, kiedy sprzedaż nieruchomości następuje w ramach działalności, a kiedy wyprzedaży majątku osobistego. Odwołując się do potrzeb osobistych, sąd zauważył, że ich realizacja może dotyczyć takich kwestii jak mieszkaniowe, rekreacyjne, przejawiać się w najmie czy dzierżawie, a nawet traktowaniu nieruchomości jak lokaty.