Najrówniejsze zwierzę w Białym Domu

Kryzys polityczny w USA zaostrza się. Barykady stają się coraz wyższe i można założyć, że w grudniu będzie jeszcze ciekawiej. Główna linia frontu przebiega wokół pytania, czy prezydent Trump szantażował prezydenta Ukrainy, obiecując mu pomoc wojskową w zamian za śledztwo w sprawie syna byłego wiceprezydenta Bidena.

Aktualizacja: 30.11.2019 10:38 Publikacja: 29.11.2019 17:00

Najrówniejsze zwierzę w Białym Domu

Foto: AFP

Chaos w tej sprawie pogłębia fakt, że Amerykanie, w swej większości posługujący się jednym językiem, muszą rozstrzygnąć, czy w rozmowie prezydentów nastąpiło quid pro quo, czyli po łacinie „coś za coś". Prezydent powtarzał wielokrotnie, że nie było żadnego quid pro quo, demokraci żądali śledztwa w tej sprawie, aż w końcu zorientowali się za pomocą badań fokusowych, że nikt, poza dziennikarzami i prawnikami, nie rozumie tego zwrotu, i wtedy spiker Izby Reprezentantów Nancy Pelosi pierwsza użyła określenia „szantaż".




Cała Ameryka szukała w internecie informacji o tym prawniczym terminie, zadając m.in. pytania takie jak: czy quid pro quo jako takie jest legalne, lub co jest przeciwieństwem quid pro quo. (Odpowiedź na pierwsze pytanie brzmi, że w ogóle to tak, a na drugie, że nie wiadomo, ale na pewno nie quo pro quid.)

Czasami jednak linia frontu ucieka w maliny. Tak się stało za sprawą Conana, komandosa, który czynnie przyczynił się do zlikwidowania terrorysty Abu Bakr al-Baghdadiego. Conan jest psem i spece od opinii publicznej wiedzą, że nic nie uczłowiecza człowieka bardziej niż jego kontakty ze zwierzętami. Prezydentowi Trumpowi, o którym wiadomo, że nie lubi ani psów, ani kotów, podnosiła się popularność, gdy tylko mówił o Conanie, więc jego doradcy zaproponowali wizytę Conana w Białym Domu.

Za ten pomysł polecą głowy. Po pierwsze Conan tulił się do wiceprezydenta Mike'a Pence'a i jego żony, wyczuwając pewnie miłe zapachy ich psa, kota i królika, i nie zwracał uwagi na Donalda i Melanię. Prezydent Trump mówił jednak ciepło o Conanie, używając zaimka „he", czyli on. Po kilku godzinach burzy internetowej Biały Dom wydał oświadczenie, że Conan jest jednak „nią", a niedługo potem cofnął się znów na pozycje „on". Żeby było śmieszniej, nikt nie używał zwrotu pies czy suczka – posługiwano się terminami „chłopiec" i „dziewczynka".

Prawdopodobnie za sprawą niedostatecznej komunikacji pomiędzy Białym Domem i Pentagonem Ministerstwo Obrony, pod którego dowództwem jest Conan, wydawało odwrotne komunikaty: a to, że mamy do czynienia z bohaterskim pieskiem, a to z suczką. Departament Rolnictwa zagrał bezpiecznie: nie deklarował, jakiej płci jest Conan, ale odsyłał do informacji o tym, jaka jest różnica między psem i suczką, a rzecznik zaznaczył, że jeśli pies nie znajduje się w stanie podniecenia, to jego penis może nie być widoczny. Media oszalały z zachwytu, że nareszcie pojawił się temat prosty i fascynujący, dla wszystkich zrozumiały. Znajdowano dziesiątki weterynarzy (i weterynarek), których zmuszano do wypowiadania się na ten temat, co nie było łatwe, bo zdjęcie komandosa (czy komandoski) z odsłoniętym brzuszkiem było tylko jedno i to niezbyt ostre, co dla mediów było doskonałe, ponieważ dyskusja mogła toczyć się bez końca.

Po ponad 24-godzinnej ogólnokrajowej debacie zapanował jednak konsensus. Conan nie jest dziewczynką, nie jest też transem – jest chłopcem. Chociaż w Kalifornii pytano by go jednak o zdanie.

Przez ponad dobę kwestia płci bohaterskiego psiego komandosa zasłoniła wiele innych problemów. Np. spór prezydenta z wojskiem o rehabilitację przez Trumpa innego ludzkiego, ale w swym zachowaniu niezbyt ludzkiego, komandosa, czy też o decyzję sędziego federalnego uznającego za konstytucyjne i właściwe wzywanie przez Kongres na świadków ludzi z otoczenia Białego Domu. Ta decyzja została już odesłana przez Ministerstwo Sprawiedliwości do apelacji, ale uzasadnienie wyroku przejdzie do historii. „250 lat historii Stanów Zjednoczonych świadczy o tym, że prezydent nie jest królem, a urzędnicy Białego Domu służą nie prezydentowi, a narodowi Stanów Zjednoczonych i przysięgają wierność konstytucji, a nie prezydentowi". I jeszcze: „Departament Sprawiedliwości uważa, że prezydent jest upoważniony do jednostronnego ustalania, czy on i jego pomocnicy odpowiedzą na wezwania komisji parlamentarnej w ramach konstytucyjnych dochodzeń w sprawie jego potencjalnych wykroczeń". Do tego zdania dodany jest przypis: „Podobny punkt widzenia jest opisany w słynnej książce George'a Orwella »Folwark zwierzęcy«: wszystkie zwierzęta są równe, ale niektóre są równiejsze od innych". Pamiętajmy, że w USA zdanie sędziego bywa ważniejsze od zdania ministra sprawiedliwości.

Chaos w tej sprawie pogłębia fakt, że Amerykanie, w swej większości posługujący się jednym językiem, muszą rozstrzygnąć, czy w rozmowie prezydentów nastąpiło quid pro quo, czyli po łacinie „coś za coś". Prezydent powtarzał wielokrotnie, że nie było żadnego quid pro quo, demokraci żądali śledztwa w tej sprawie, aż w końcu zorientowali się za pomocą badań fokusowych, że nikt, poza dziennikarzami i prawnikami, nie rozumie tego zwrotu, i wtedy spiker Izby Reprezentantów Nancy Pelosi pierwsza użyła określenia „szantaż".

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Walka o szafranowy elektorat
Plus Minus
„Czerwone niebo”: Gdy zbliża się pożar
Plus Minus
Dzieci komunistycznego reżimu
Plus Minus
„Śmiertelnie ciche miasto. Historie z Wuhan”: Miasto jak z filmu science fiction
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Plus Minus
Irena Lasota: Rządzący nad Wisłą są niekonsekwentnymi optymistami