Profesor gdańskiej ASP, wychowawca wielu pokoleń młodzieży bez ogródek mówi o współczesnych pseudoartystach i wyimaginowanych działaniach, które raczej są dziełem przypadku i pychy niż talentu, wrażliwości i pracy.

Mimo bogatego dorobku znany jest przede wszystkim z głośnej „Ostatniej wieczerzy". Dzieła, którym włożył kij w mrowisko zarówno współczesnej sztuki, jak i naszej religijności. Praca wywołała gorące spory, Świeszewskiego wielbiono i odsądzano od czci i wiary. Do dziś nie mogę zrozumieć, dlaczego płótno nie znalazło się na wielkiej wystawie dotyczącej współczesnej religijności, jaką przed kilkoma laty prezentowała warszawska Zachęta. Placówka, której współzałożycielem był m.in. dziadek artysty. Świeszewski ma prawo do krytyki tzw. pseudosztuki, bo będąc twórcą przełomu XX i XXI wieku, pozostaje wierny artystycznemu warsztatowi w tradycyjnym znaczeniu tego słowa. Jest cenionym malarzem, grafikiem, twórcą akwareli i rysownikiem. Rzadko zgadza się na prezentowanie swoich prac, tym bardziej warto więc odnotować wystawę jego rysunków w gdańskim Centrum Sztuki Współczesnej Łaźnia.

W prezentowanych tam rysunkach widać wyraźnie, że ich autor inspiruje się precyzją dawnych mistrzów. Ich prace są oczywiście zaledwie punktem wyjścia dla rysunków Świeszewskiego, które bardzo mocno ocierają się o abstrakcję. Wystawa w Łaźni to niewielki wybór rysunków z kilku tysięcy stworzonych przez ostatnie 40 lat. Powstają one codziennie, tworząc swoisty „Dziennik pisany kreską". Prezentują niezwykły, często dość mroczny, obraz kosmosu, pełnego tajemniczych zjaw i nieokreślonych stworów. Czasem jak z wyobraźni dziecka, a czasem wprawnego twórcy gier komputerowych.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95