Jedną z takich debat, którą z zainteresowaniem (choć i zaniepokojeniem) warto śledzić, jest tocząca się na łamach „Journal of Medical Ethics" dyskusja nad potrzebą stworzenia nowego paradygmatu etyki medycyny. Debatę zapoczątkowała książka „The Trusted Doctor: Medical Ethics and Professionalism" i artykuły Rosamond Rhodes z Icahn School of Medicine w Nowym Jorku. Autorka przekonuje, że „potrzebna jest nowa teoria etyki lekarskiej, która zastąpi powszechną moralność jako fundament rozumienia, jak powinni zachowywać się specjaliści medyczni i z czym wiąże się profesjonalizm medyczny".
Co to oznacza w praktyce? Otóż Rhodes przekonuje, że trzeba zerwać z przekonaniem, iż lekarze i specjaliści medyczni powinni być ograniczani zasadami zwyczajnej moralności. Od dawna pozwala im się bowiem na działania, które w zwyczajnym życiu są uznawane za niemoralne (eksperymenty na ludziach, a nawet odłączanie ich od aparatury czy eutanazję, co oznacza w gruncie rzeczy zabicie), a to ma oznaczać, że w istocie etyka medycyny nie może się opierać na tradycyjnej moralności czy tym bardziej na moralności zakorzenionej w religii.
Co filozof proponuje w zamian? Dwie zasady fundamentalne i nieustanny spór lekarzy o to, jak je aplikować w medycynie. Pierwszym i podstawowym obowiązkiem etyki lekarskiej musi być „poszukiwanie zaufania i zasługiwanie na nie"; drugim „wykorzystywanie swojej wiedzy, umiejętności i przywilejów dla dobra pacjentów". Nic w tym dyskusyjnego, ale diabeł tkwi w szczegółach, a konkretniej w tym, kto ma oceniać, co zasługuje, a co nie na zaufanie i co jest, a co nie jest działaniem na rzecz dobra pacjenta.
Dopóki decydować o tym miała tradycyjna moralność, której jak każdy podlegać mieli lekarze, sytuacja była oczywista, jednak Rhodes proponuje, by teraz o wszystkim decydowali sami lekarze. „Etyka medycyny ma być konstruowana przez lekarzy dla lekarzy i musi być wciąż poprawiana i udoskonalana w krytycznej debacie". To zaś wygląda tak, jakby wszystko mogło podlegać zmianie, jeśli zgodzą się na to profesjonaliści.