Wesele" Wojciecha Smarzowskiego. Wiesław, majętny prowincjonalny badylarz grany przez znakomitego Mariana Dziędziela, przekupuje Janusza (Bartłomiej Topa), by ożenił się z jego ciężarną córką i wychował jej dziecko jak swoje. Kartą przetargową jest obiecane jako prezent ślubny sportowe audi TT. Samochód naprawdę porządny i wyględny. W zamierzeniu miała być to mocna satyra na polską prowincję. Przecież nikt nie stawiałby na szali samochodu i całej swojej przyszłości? Tak myślałem, dopóki znajomy nie zdradził mi, że u niego w rodzinie była niemal identyczna sytuacja.
Dlaczego samochód jest tak ważny dla Polaków? Bo jest czymś więcej niż tylko środkiem transportu. Podobnie jak piłka nożna to nie kwestia życia i śmierci, ale coś znacznie bardziej poważnego. Dla jednych własne auto będzie oznaczało wolność, niezależność, spełnienie najskrytszych i zarazem najpoważniejszych pragnień, a dla drugich będzie przejawem poważnych kompleksów.
Nie da się nie zauważyć, że dumni mieszczanie te kompleksy często łączą z wiejskim pochodzeniem reszty. Doktrynalni przeciwnicy samochodów oburzają się na polską kulturę ludową, jakby wciąż wystawała nam słoma z butów, a samochód był dla nas jedynie wydumanym symbolem statusu (aspiracji?) – nawet może nie jeździć, byleby wyglądał. Stąd zalew bmw, mercedesów, audi, nawet 30-letnich, ale za to dobrze wyklepanych. Bo, parafrazując, chłop w porządnym samochodzie równy wojewodzie.
Wojna kultur
Można przymknąć oczy na rzeczywistość i wypowiedzieć kultowi samochodu bezkompromisową wojnę, jak robią to aktywiści miejscy. Pytanie, czy uciekając od zrozumienia potrzeb Polaków i odrzucając rzeczywistość, nawet agresywne, twórcy odgórnych regulacji mogliby zmienić nasze podejście do samochodu. Czy rozpowszechnienie się tzw. car-sharingu, czyli mocno uogólniając – wypożyczania pojazdów na minuty, powstrzyma nas, mieszczuchów, przed kupowaniem kolejnych aut?
Trudno nam na poważnie dyskutować o samochodach w mieście, bo w zależności od wyznawanych wartości często przyjmujemy dwa skrajne podejścia. Wygląda to na swoistą wojnę kultury mieszczańskiej i ludowej. Można odnieść wrażenie, że dla części Polaków samochód stał się pewnym symbolem polactwa-cebulactwa. Jedni więc samochody coraz bardziej kochają, drudzy ich po prostu nienawidzą, nie przyjmując żadnych racjonalnych argumentów na potrzebę posiadania samochodu – także w mieście.