Jedni snują polityczną iluzję, że obronią tradycyjne wartości, konserwatywnie pojmowaną moralność, uchronią przed miażdżącym wpływem globalizacji czy multikulturalizmu. Drudzy w pełnym pędzie mkną w stronę nieodległej przyszłości, która jest ich zdaniem znaczona symbolami LGBT, pełnego równouprawnienia płci czy utopią społeczeństwa wielu aksjologii. Jedni walczą o bezwzględny prymat krzyża i na siłę stroją się w barwy biało-czerwone, drudzy wywijają tęczową flagą i domagają się tolerancji dla profanacji religijnych. Dla jednych polityka jest naturalną kontynuacją dominującego wyznania, dla innych domeną wartości laickich, do której religia nie ma wstępu. Dwa bieguny w polityce piętrzą się coraz wyżej z kampanii na kampanię, a ofiarami tego ideologicznego wzmożenia stają się namysł, debata, normalność, dla których jest coraz mniej miejsca.