W epoce Mazziniego nie było ważne, że ogromna część ludności Włoch nie miała pojęcia o istnieniu ruchu zjednoczeniowego Risorgimento, co przyznał Massimo d'Azeglio, wypowiadając słynne słowa: »Stworzyliśmy Włochy, teraz musimy stworzyć Włochów«. Nawet dla bojowników sprawy polskiej nie miało znaczenia, że większość polskojęzycznych chłopów (...) prawdopodobnie nie czuła się jeszcze Polakami w sensie nacjonalistycznym. Jak powiedział późniejszy wyzwoliciel Polski, ówczesny pułkownik Piłsudski: »To państwo tworzy naród, a nie naród państwo«" – pisał brytyjski historyk Eric Hobsbawm.
Dokładnie tego samego zdania był... Roman Dmowski: „Naród jest wytworem bytu państwowego. Trwanie przez szereg pokoleń w jednej organizacji państwowej, na jednej ziemi, pod jednym imieniem, z jedną władzą na czele, z jednym typem wzajemnych uzależnień, z jednymi celami na zewnątrz – zabiera coraz więcej z duszy jednostki na rzecz całości, na rzecz wielkiej zbiorowej duszy narodu, tworzy najsilniejszy ze znanych w dziejach ludzkości wielki związek moralny, którego zerwanie, gdy się należycie utrwali, przestaje wprost zależeć od woli jednostki".
Świetnie było to widać w procesie dekolonizacji, który dotknął kontynentu afrykańskiego (i po części azjatyckiego) w latach 50. i 60. ubiegłego wieku. Brytyjski socjolog Anthony D. Smith pisze: „Naśladując angielsko-francuski model „od państwa do narodu", afrykańscy i azjatyccy nacjonaliści mieli nadzieję, że uda im się powtórzyć rozwój i militarny sukces Zachodu, a także stworzyć homogeniczne, zwarte narody, przepełnione patriotycznym zapałem i solidarnością". Wtóruje mu izraelski historyk Yuval Noah Harari: „Narody syryjski, libański, jordański i iracki zrodziły się z przypadkowych granic wyrysowanych na piasku przez francuskich i brytyjskich dyplomatów ignorujących lokalną historię, geografię i gospodarkę. W 1918 r. dyplomaci owi postanowili, że mieszkańcy Kurdystanu, Bagdadu i Basry odtąd będą zwać się Irakijczykami. To Francuzi orzekli, kto będzie tworzył naród syryjski, a kto libański".
Laboratorium narodowej lojalności
Z dnia na dzień powstawały państwa, które swój kształt terytorialny zachowywały po wyznaczonych przez dawnych kolonizatorów obszarach administracyjnych. Nic nie łączyło zamieszkujących je plemion – żadna wspólna historia, doświadczenie, pochodzenie. Czasami ludy w nowym państwie nie mówiły tym samym językiem i nie miały wspólnych wierzeń religijnych.
Nie przeszkadzało to jednak nowym władzom szybko ogłaszać powstania narodu, po czym tworzono jego legendę mającą jednoczyć plemiona. Nagle powstawały narody rwandyjski, angolański, nigeryjski czy kenijski. Różnice kulturowe, językowe i religijne między plemionami je tworzącymi były olbrzymie, ale nie zmniejszało to zapału nowych władców. Gdy nie sposób było ustalić wspólnego języka, to wybierali oni język... dawnej metropolii. Ale nadal twierdzili, że mają zaszczyt prezentować naród – odwieczny oczywiście, jak wszystkie inne narody na świecie.