– Tego nie widziałem – przyznaje Jabłoński – ale w marynarce faktycznie chodził. Ale szybko się wciągnął w konwentowe życie, a imprezy były takie, że mu śniadania do pokoju nosiłem...
Człowiek z zewnątrz
Andrzej Sapkowski to obecnie pisarz, którego nikomu przedstawiać nie trzeba, jeden z najpopularniejszych polskich autorów w ogóle, czytany przez kolejne roczniki, i bez wątpienia najbardziej rozpoznawalny twórca z nurtu krajowej fantastyki; to także jeden z najczęściej wydawanych za granicą polskich pisarzy. Dowodem na niekwestionowany sukces autora sagi o wiedźminie jest z jednej strony utrzymująca się już od dekad bardzo wysoka sprzedaż, a z drugiej uznanie sporej części krytyki: Sapkowski uprawia niby literaturę gatunkową i rozrywkową, ale, po pierwsze, czyni to z imponującą maestrią, a po drugie – jego powieści, zresztą wbrew częstym deklaracjom autora, kryją w sobie znacznie więcej niż fabularne atrakcje, za dowód czego służyć może wydany w formie książki wywiad rzeka krytyka Stanisława Beresia z autorem „Wiedźmina" („Historia i fantastyka" z 2005 roku). O pozycji autora świadczą z jednej strony nakłady, z drugiej zaś nagrody: Sapkowski zebrał mnóstwo wyróżnień z branży fantastycznej, ale zarazem sporo ważnych nagród „ogólnoliterackich", takich jak Paszport „Polityki", nominacja do Nike, a na dobitkę srebrny medal Zasłużony Kulturze Gloria Artis. No i jeszcze na podstawie jego prozy stworzono popularną na całym świecie grę komputerową „Wiedźmin".
Wtedy jednak, w owym listopadzie 1990 roku, Sapkowski znany był tylko czytelnikom „Fantastyki" i to nie osobiście, ale jedynie za sprawą kilku opowiadań, które na łamach tego pisma zamieścił. W odróżnieniu bowiem od znaczącej części piszących, którzy w ten czy inny sposób z środowiska się wywodzili, Sapkowski był człowiekiem z zewnątrz.
Zadebiutował w 1986 roku wysłanym na konkurs opowiadaniem pod tytułem „Wiedźmin", czyli historią, która obecnie otwiera pierwszy tom opowiadań o Geralcie z Rivii i w której to tytułowy zabójca potworów ma zmierzyć się z księżniczką przemienioną w strzygę. Jurorzy wyróżnili debiutancką pracę trzecią nagrodą, dostrzegając jej „sprawność warsztatową i walory czytelnicze", acz czytelnicy pisma w plebiscycie uznali ów tekst za zdecydowanie najlepszy ze wszystkich prac polskich autorów. Kolejne opowiadania skapywały bardzo powoli: dwa lata trzeba było czekać na drugie, czyli „Drogę, z której się nie wraca" – luźno zresztą związane z oficjalnym cyklem wiedźmińskim; trzecie – „Ziarno prawdy", ukazało się w 1989, a „Mniejsze zło" i „Kwestia ceny" w 1990. W tym samym roku ujrzała światło dzienne pierwsza książka autora – zebrane w tomie „Wiedźmin" dotychczasowe opowiadania wydało wydawnictwo Reporter (w dość paskudnej szacie, jak to w tej burzliwej epoce bywało). Sapkowski nabierał tempa, powstawały kolejne opowiadania, a prawdziwym początkiem książkowej kariery okazały się dwa tomy wydane przez superNową: „Miecz przeznaczenia", czyli drugi tom opowiadań z 1992 roku, oraz, rok później, wznowienie, ale z premierowym materiałem, wcześniejszych wiedźmińskich historii pod tytułem „Ostatnie życzenie". A ogłoszona w 1994 roku „Krew elfów" stała się początkiem pięciotomowej sagi o wiedźminie i wielkiego literackiego sukcesu.
Kto wie, jak naprawdę było...?
Dziś Sapkowski to postać, nie bójmy się tego słowa, legendarna. Różne rzeczy się o nim opowiada. Zadebiutował późno, dwa lata przed czterdziestką, i w drugiej połowie życia stał się zawodowym literatem, utrzymującym się z pisania książek. Wcześniej pracował jako handlowiec w branży futrzarskiej, jeździł po świecie i przy okazji kupował książki, najchętniej fantasy, bo tę akurat lubił – i tak mimochodem oczytał się w światowej literaturze gatunku, co zaprocentowało w imponujący sposób, kiedy sam spróbował pisania. Ale ludzie, z którymi rozmawiam, różne snują spekulacje. – Czy on to na pewno futrami w świecie handlował? – zastanawia się ktoś, z kim gawędzę okazyjnie na toruńskim Polconie. Tajemniczo jawi się ta jego przedpisarska przeszłość. Ktoś inny, w Warszawie, opowiada, że ponoć w towarzyskich sytuacjach biesiadnych Sapkowski lubi czasem wspomnieć, jak to walczył w Afganistanie, co wszyscy oczywiście biorą za żart. Ale – mój rozmówca wyciąga palec w przywołującym do czujności geście – podobno kiedy rosyjski tłumacz powieści „Żmija", rozgrywającej się właśnie w Afganistanie, pokazał kolegom weteranom ten tekst, to oni byli zdziwieni, skąd polski pisarz tak dobrze zna realia i terminologię. Więc kto wie, jak naprawdę było...?
Sapkowski nie kłopocze się wyjaśnianiem takich kwestii. W kontaktach z czytelnikami, na których brak nie narzeka, zachowuje się beztrosko, często wręcz prowokacyjnie.