Reklama

Tomasz Pindel. „Historie fandomowe” czyli skąd wziął się Andrzej Sapkowski

Później mówiono, że człowiek ten nadszedł w Waplewie. Szedł pieszo, krętą drogą w stronę ośrodka wojskowego. Było późne listopadowe popołudnie i uczestnicy konwentu zaczynali się już zjeżdżać. Człowiek ten miał na sobie marynarkę i koszulę. Zwracał uwagę.

Aktualizacja: 13.07.2019 14:42 Publikacja: 12.07.2019 17:00

Andrzej Sapkowski na brak czytelników nie narzeka. 1997 rok – spotkanie autorskie

Andrzej Sapkowski na brak czytelników nie narzeka. 1997 rok – spotkanie autorskie

Foto: Agencja Gazeta

Wysiedliśmy razem z tym gościem, nie znałem go, ale szliśmy razem drogą prowadzącą do ośrodka, w którym był Polcon. Gadamy, ale się sobie nie przedstawiliśmy. Dochodzimy wreszcie do drzwi wejściowych, a tam już czekał Sedeńko i nas sobie przedstawia: Sapkowski, Jabłoński – tak Mirosław P. Jabłoński, pisarz i tłumacz, weteran fandomu, wspomina pierwsze spotkanie z Andrzejem Sapkowskim, z którym przy tej okazji przyszło mu dzielić pokój. – To był ten sam konwent, na którym Jęczmyk rzucił Sapkowskim w krzaki.

– Co takiego? – wykrzykuję. Jedziemy busem zastępczym PKP na festiwal w Mierkach pod Olsztynkiem, w sumie bardzo blisko Waplewa, toteż rozmowa automatycznie schodzi na ów legendarny konwent z 1990 roku.

– No, Jęczmyk pokazywał mu jakieś chwyty judo i Sapek poleciał w krzaki, że aż okulary zgubił.

Tej anegdoty jeszcze nie słyszałem. Relacjonuję Jabłońskiemu inną, której różne wersje można wyczytać w wielu źródłach, ale niedawno usłyszałem ją bezpośrednio od Marka Oramusa:

– Sapkowski pracował w branży handlowej, a tu na Polconie trafił na kompletnie zwichrowane towarzystwo – wspominał Oramus. – Spanie na podłodze, alkohol: i na to wszystko zjawia się nagle taki wymuskany facet w garniturku i zaczyna się wymądrzać. Więc ja go próbowałem usadzić i mówię: „A pan coś czytał z fantastyki?". Na to on się strasznie obruszył i zaczął sypać angielskimi tytułami, których ja nawet nie to, że nie czytałem, ja o nich w życiu nie słyszałem... Więc udałem znudzenie: „Dobra, dobra"...

Reklama
Reklama

– Tego nie widziałem – przyznaje Jabłoński – ale w marynarce faktycznie chodził. Ale szybko się wciągnął w konwentowe życie, a imprezy były takie, że mu śniadania do pokoju nosiłem...

Człowiek z zewnątrz

Andrzej Sapkowski to obecnie pisarz, którego nikomu przedstawiać nie trzeba, jeden z najpopularniejszych polskich autorów w ogóle, czytany przez kolejne roczniki, i bez wątpienia najbardziej rozpoznawalny twórca z nurtu krajowej fantastyki; to także jeden z najczęściej wydawanych za granicą polskich pisarzy. Dowodem na niekwestionowany sukces autora sagi o wiedźminie jest z jednej strony utrzymująca się już od dekad bardzo wysoka sprzedaż, a z drugiej uznanie sporej części krytyki: Sapkowski uprawia niby literaturę gatunkową i rozrywkową, ale, po pierwsze, czyni to z imponującą maestrią, a po drugie – jego powieści, zresztą wbrew częstym deklaracjom autora, kryją w sobie znacznie więcej niż fabularne atrakcje, za dowód czego służyć może wydany w formie książki wywiad rzeka krytyka Stanisława Beresia z autorem „Wiedźmina" („Historia i fantastyka" z 2005 roku). O pozycji autora świadczą z jednej strony nakłady, z drugiej zaś nagrody: Sapkowski zebrał mnóstwo wyróżnień z branży fantastycznej, ale zarazem sporo ważnych nagród „ogólnoliterackich", takich jak Paszport „Polityki", nominacja do Nike, a na dobitkę srebrny medal Zasłużony Kulturze Gloria Artis. No i jeszcze na podstawie jego prozy stworzono popularną na całym świecie grę komputerową „Wiedźmin".

Wtedy jednak, w owym listopadzie 1990 roku, Sapkowski znany był tylko czytelnikom „Fantastyki" i to nie osobiście, ale jedynie za sprawą kilku opowiadań, które na łamach tego pisma zamieścił. W odróżnieniu bowiem od znaczącej części piszących, którzy w ten czy inny sposób z środowiska się wywodzili, Sapkowski był człowiekiem z zewnątrz.

Zadebiutował w 1986 roku wysłanym na konkurs opowiadaniem pod tytułem „Wiedźmin", czyli historią, która obecnie otwiera pierwszy tom opowiadań o Geralcie z Rivii i w której to tytułowy zabójca potworów ma zmierzyć się z księżniczką przemienioną w strzygę. Jurorzy wyróżnili debiutancką pracę trzecią nagrodą, dostrzegając jej „sprawność warsztatową i walory czytelnicze", acz czytelnicy pisma w plebiscycie uznali ów tekst za zdecydowanie najlepszy ze wszystkich prac polskich autorów. Kolejne opowiadania skapywały bardzo powoli: dwa lata trzeba było czekać na drugie, czyli „Drogę, z której się nie wraca" – luźno zresztą związane z oficjalnym cyklem wiedźmińskim; trzecie – „Ziarno prawdy", ukazało się w 1989, a „Mniejsze zło" i „Kwestia ceny" w 1990. W tym samym roku ujrzała światło dzienne pierwsza książka autora – zebrane w tomie „Wiedźmin" dotychczasowe opowiadania wydało wydawnictwo Reporter (w dość paskudnej szacie, jak to w tej burzliwej epoce bywało). Sapkowski nabierał tempa, powstawały kolejne opowiadania, a prawdziwym początkiem książkowej kariery okazały się dwa tomy wydane przez superNową: „Miecz przeznaczenia", czyli drugi tom opowiadań z 1992 roku, oraz, rok później, wznowienie, ale z premierowym materiałem, wcześniejszych wiedźmińskich historii pod tytułem „Ostatnie życzenie". A ogłoszona w 1994 roku „Krew elfów" stała się początkiem pięciotomowej sagi o wiedźminie i wielkiego literackiego sukcesu.

Kto wie, jak naprawdę było...?

Dziś Sapkowski to postać, nie bójmy się tego słowa, legendarna. Różne rzeczy się o nim opowiada. Zadebiutował późno, dwa lata przed czterdziestką, i w drugiej połowie życia stał się zawodowym literatem, utrzymującym się z pisania książek. Wcześniej pracował jako handlowiec w branży futrzarskiej, jeździł po świecie i przy okazji kupował książki, najchętniej fantasy, bo tę akurat lubił – i tak mimochodem oczytał się w światowej literaturze gatunku, co zaprocentowało w imponujący sposób, kiedy sam spróbował pisania. Ale ludzie, z którymi rozmawiam, różne snują spekulacje. – Czy on to na pewno futrami w świecie handlował? – zastanawia się ktoś, z kim gawędzę okazyjnie na toruńskim Polconie. Tajemniczo jawi się ta jego przedpisarska przeszłość. Ktoś inny, w Warszawie, opowiada, że ponoć w towarzyskich sytuacjach biesiadnych Sapkowski lubi czasem wspomnieć, jak to walczył w Afganistanie, co wszyscy oczywiście biorą za żart. Ale – mój rozmówca wyciąga palec w przywołującym do czujności geście – podobno kiedy rosyjski tłumacz powieści „Żmija", rozgrywającej się właśnie w Afganistanie, pokazał kolegom weteranom ten tekst, to oni byli zdziwieni, skąd polski pisarz tak dobrze zna realia i terminologię. Więc kto wie, jak naprawdę było...?

Sapkowski nie kłopocze się wyjaśnianiem takich kwestii. W kontaktach z czytelnikami, na których brak nie narzeka, zachowuje się beztrosko, często wręcz prowokacyjnie.

Reklama
Reklama

Posuwać akcję do przodu

Ot, na przykład na toruńskim Polconie w 2018 roku. Spotkanie z mistrzem zaplanowano na sobotę o dziesiątej rano, pora dość wczesna, ale tłum zaczyna gęstnieć już godzinę wcześniej. „Zaczynamy wpuszczać dopiero dziesięć minut przed startem!" – obwieszczają organizatorzy. „Ej, jak nie wejdę, to się wkurzę – mówi stojący obok mnie chłopak w czarnym tiszercie – to najważniejsza rzecz na Polconie!"

Sala wypełnia się całkowicie, przeważa młodzież, choć nie brak i starszych fanów. Spotkanie nie ma typowej formy rozmowy z autorem prowadzonej przez moderatora, tylko zgodnie z preferencjami pisarza od razu przechodzimy do pytań z sali. Sapkowski zagaja:

– Miesiąc temu skończyłem siedemdziesiąt lat. Chóralne „Sto lat" mile widziane! – Cała sala wstaje i odśpiewujemy gromko okolicznościową piosenkę. Siadamy. – Teraz prezenty – rzuca pisarz, a sala wybucha śmiechem. – Może z góry odpowiem na pytanie, które na pewno padnie: nie mam pojęcia, co będzie w serialu Netflixa. – Znowu ryk śmiechu.

Uczestnicy spotkania zadają pytania, często zupełnie na serio. Sapkowski odpowiada z charakterystyczną pozą.

– Piszę pracę magisterską o pańskiej twórczości. Czy tworząc postaci, myśli pan o ich wartościach moralnych?

– Z wartościami moralnymi jest jak z dupą – odpowiada mistrz. – Każdy ma, ale po co pokazywać. – Sala w śmiech. – Ale tak na serio – dodaje pisarz – jedyny sens, jaki mają postaci, tak jak i dialogi i wszystko inne, to posuwać akcję do przodu.

Reklama
Reklama

Potem, by zilustrować trudności związane z różnicami kulturowymi, opowiada anegdotę o swoim rosyjskim tłumaczu. Otóż w jednej ze scen wiedźmin upija łyk z manierki czy kielicha i się otrząsa. Tłumacz zapytał autora, o co chodzi z tym otrząsaniem. No o to, że w tej manierce jest alkohol – tłumaczy pisarz – to nie jest powiedziane wprost, ale on pije, otrząsa się, stąd wiadomo, rozumiesz? Nie, nie rozumiem – wyznaje Rosjanin – bo dlaczego niby miałby się otrząsać po wódce?

Kolejne pytanie zadaje najwyraźniej mocno oczytany fan. Jest dość skomplikowane i dotyczy walut w świecie wiedźmina: dlaczego pojawia się tu jedna autentyczna waluta (bodaj floren), podczas gdy reszta jest fikcyjna, i jaka jest relacja kursowa jednej z tych fikcyjnych walut względem drugiej.

Sapkowski odpowiada krótko:

– Sierżant w Afganistanie miał na takie pytania jedną odpowiedź: chuj wie.

Inne pytanie:

Reklama
Reklama

– Z kim by się pan napił, a z kim nie?

– Napiłbym się z Umbertem Eco i Hemingwayem. Eco był erudytą – jak ja. Hemingway łowił ryby na muchę – ja też. Więc tematy by były. A z kim bym się nie napił? Lista jest długa. Chcecie się dowiedzieć? Obejrzyjcie sobie dziennik telewizyjny.

A na pytanie o wpływy konkretnych autorów na jego twórczość odpowiada:

– Nie pytajcie mnie, erudyty, co czytałem i co na mnie wpływ wywarło, bo wszystko, kurwa, czytałem i wszystko wywarło.

Publicznie Sapkowski zachowuje się trochę jak Zagłoba, postać z jego jakże ukochanej Sienkiewiczowskiej Trylogii: ten sam ton fanfaronady, pewności siebie, bezceregielności i błyskotliwego dowcipu. Kto jednak z minimum uwagi przeczytał jakąś jego książkę, wie, że jest to pisarz nie tylko nadzwyczaj warsztatowo sprawny, ale też przekazujący pewną wizję świata, na pewne ideowe kwestie bardzo wrażliwy.

Reklama
Reklama

Od kuchni

O jakości jego prozy świadczyć mogą choćby słowa Macieja Parowskiego, z którym Sapkowski toczył zresztą czasem boje na przykład o użycie słów, które redaktor miał za anachronizmy (bo „wtedy" tak nie mówiono), a pisarz dowodził, że świat fantasy to nie jest żadne „wtedy", to nie nasze średniowiecze, tylko inne światy po prostu. Przygotowania do druku debiutanckiego opowiadania Parowski wspominał tak:

[...] przyszli do mnie sekretarze redakcji i powiedzieli: Maciuś, coś tam się nie mieści, proza zagraniczna jest troszeczkę dłuższa, trzeba to polskie opowiadanie skrócić o dziesięć stron. Zapytałem: ileż to roboty? Wziąłem maszynopis do domu. Wziąłem ołówek, przeczytałem opowiadanie pierwszy raz i wywaliłem 7–8 wierszy. [...] Pomyślałem: dobrze idzie, znajdę jeszcze kilkanaście takich miejsc i będzie „po ptokach". Przeczytałem to opowiadanie drugi raz i nie znalazłem ani jednego wiersza do wyrzucenia. Przeczytałem jeszcze raz i znowu nic nie znalazłem. Przyszedłem do redakcji i powiedziałem, że nie będę więcej skracał tego opowiadania. „Jak to nie będziesz skracał? Musisz". „Nic nie muszę, wy sobie skróćcie opowiadanie zagraniczne". Zmieniono opowiadania zagraniczne, Sapek poszedł w całości.

– Miałem zaszczyt zajrzeć do Andrzeja pisarskiej kuchni, a niewielu, o ile ktoś w ogóle, może się tym pochwalić – wspomina jego wieloletni wydawca Mirosław Kowalski z superNowej. – Jeszcze w epoce przedkomputerowej Andrzej miał takie wielkie płachty brystolu, które skrupulatnie kratkował, sklejał i rozkładał na podłodze. Na górze wpisywał czas i miejsce wydarzenia, a w pionie imiona bohaterów. Bądź odwrotnie, mniejsza z tym. W kratkach odnotowywał zarys akcji, jakiś dialog, okoliczności przyrody. I w ten sposób się nie mylił. Perfekcjonista! Same zaś teksty po wielokroć przepisywał, zmieniał, wycinał nożyczkami i przekładał w inne miejsce. Nasza korekta ograniczała się do przecinków i kropek, których jakoś nie lubił. Jak czasem przyjeżdżałem do niego z sugestiami redaktorskimi, to ograniczały się one do drobnych pytań: „Andrzeju, czy na pewno chcesz tu powtórzyć to słowo, ten zwrot? A może byś coś tu dodał" i tym podobne. Od dłuższego czasu już to zresztą nie jest konieczne, w razie konieczności porozumiewamy się mejlowo. U Sapkowskiego wszystko jest na tip-top.

Sam Sapkowski lubi podkreślać swoje fachowe podejście do pracy pisarza – takie słowa jak „profesjonalizm" czy „profesjonał" nader często padają z jego ust – i, jak w przytoczonej wcześniej odpowiedzi na pytanie z sali, podkreśla, że w jego pisaniu chodzi tylko i wyłącznie o fabułę. A jednak jego literatura, co szczególnie wyraźnie widać właśnie w wiedźmińskiej sadze, pełna jest różnorakich odniesień: wątki ekologiczne (Geralt, jak na zabójcę potworów, zdumiewająco często zabijać ich nie chce, widząc w nich przedstawicieli ginących gatunków), obyczajowe (jak choćby głośno w swoim czasie komentowany motyw „życia poczętego"), a nade wszystko te związane z władzą, ksenofobią i tolerancją: pogromy nieludzi, prześladowania elfów, rozgrywanie etnicznych animozji do politycznych celów to przecież tematy w sadze wszechobecne.

Z punktu widzenia polskiego fandomu fantastycznego objawienie się Sapkowskiego – najpierw na łamach „Fantastyki", a potem osobiście w Waplewie – wyznacza punkt zwrotny w historii fantastyki. Kończą się lata osiemdziesiąte i przychodzi transformacja lat dziewięćdziesiątych. Zmieni się niemal wszystko. I trzy z tych kluczowych zmian Andrzej Sapkowski zdaje się wyraźnie uosabiać. Po pierwsze: prymat fantasy. Po drugie: wejście nowego pokolenia polskich twórców, którzy podbiją czytelniczy rynek. Po trzecie: boom wydawniczy wygenerowany przez nowo powstające oficyny.

Reklama
Reklama

Fragment książki Tomasza Pindela „Historie fandomowe", która ukazała się nakładem wydawnictwa Czarne.

Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Plus Minus
„Brat”: Bez znieczulenia
Plus Minus
„Twoja stara w stringach”: Niegrzeczne karteczki
Plus Minus
„Sygnaliści”: Nieoczekiwana zmiana zdania
Plus Minus
„Ta dziewczyna”: Kwestia perspektywy
Materiał Promocyjny
Jak producent okien dachowych wpisał się w polską gospodarkę
Plus Minus
Gość „Plusa Minusa” poleca. Hanna Greń: Fascynujące eksperymenty
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama